Strony

środa, 3 listopada 2010

Afery alkoholowej w kadrze ciąg dalszy

Znów gorąco wokół naszej kadry. Tym razem na cenzurowanym znaleźli się Artur Boruc i Michał Żewłakow. Powód? A jakże, alkohol, a dokładniej niedozwolone miejsce jego spożywania. Podobno Boruc i Żewłakow pili wino w samolocie, którym reprezentacja wracała z meczów z USA i Ekwadorem. Ich zachowanie, również podobno, było bardzo wulgarne i niegodne reprezentantów Polski. Tak przynajmniej twierdzi Franciszek Smuda, który nie zamierza wysyłać tej dwójce powołań na kolejne mecze kadry.

Wczoraj Boruc odważył się powiedzieć wprost, co o tym wszystkim myśli. Poużalał się, ponarzekał na selekcjonera i stwierdził, że w obecnej reprezentacji miejsca dla niego raczej nie będzie. Smuda z ripostą długo nie czekał i odparował, że z prowadzonych przez siebie drużyn wyrzucał już nie takich grajków jak Boruc! Cała ta kłótnia nie ma sensu i co gorsze odbija się na atmosferze w kadrze. Wszyscy, łącznie ze Smudą, dobrze wiedzą, że Boruc reprezentacji by się przydał i to bardzo, zwłaszcza teraz, gdy czeka go dobre pół roku gry w bramce Fiorentiny (Sebastien Frey doznał kontuzji kolana i będzie pauzował przez kilka miesięcy).

Niewyjaśniona jest również sytuacja z Żewłakowem. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić wulgarnie zachowującego się kapitana reprezentacji, który słynie z wielkiej kultury i na tle kolegów wyróżnia się nie tyle fryzurą, ale przede wszystkim inteligencją. Według niego Smuda sam stwierdził, że zgrupowanie kadry kończy się wraz z opuszczeniem hotelu w Chicago. Potem kadrowicze mogą robić co chcą. W samolocie powrotnym do Polski, kadrowicze byli więc prywatnie. A wypicie lampki wina na pokładzie nie jest przecież zabronione. Jeszcze dwa miesiące temu Smuda obiecywał, że kadrę będzie budował wokół Żewłakowa, że to on będzie jej liderem. Teraz mówi, że obrońca Ankaragucu jest za wolny, brakuje mu dynamiki i do EURO 2012 stanie się jeszcze słabszy. Dziwi tak diametralna zmiana podejścia do, było nie było, jednego z najlepszych reprezentantów Polski ostatniej dekady.

Ktoś tu kłamie. Wersje piłkarzy i trenera nie są spójne. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że klimat wokół reprezentacji staje się coraz gęstszy. Smuda, który widzi, że mu nie idzie, zaczyna się denerwować i swoje frustracje przelewa na zawodników. Ci zaś, nie pozostają mu dłużni i nie dają się zastraszać. Selekcjoner chce wprowadzić w kadrze dyscyplinę i trzeba mu w tym kibicować. Ale jak na razie Smuda nie sprawdza się ani w roli trenera, ani tym bardziej wychowawcy. Nie wiem, czy poprzedni selekcjonerzy przymykali oko na pijaństwo naszych reprezentantów, czy pijaństwa za ich czasów po prostu nie było. Nagromadzenie afer alkoholowych za kadencji Smudy jest jednak dziwnie duże. Chciałbym aby rację miał selekcjoner i udało mu się wprowadzić prawdziwie zawodową dyscyplinę. Obawiam się jednak, że prawda jak zwykle jest po środku. Trochę racji mają piłkarze, a trochę Smuda. Problem w tym, że nie potrafią dojść do porozumienia. Smuda potupuje nóżką i robi z siebie szeryfa i wielkiego trenera, którym wcale nie jest. Piłkarze zaś udają gwiazdorów, którym więcej wolno, a przecież nie od dziś wiadomo, że gwiazdorami nie są i nigdy nie będą.

Kadra Smudy choć zaczyna grać nieco lepiej, sypie się od środka. Zła atmosfera nie zwiastuje niczego dobrego. Piłkarze nie ufający trenerowi nigdy nie stworzą drużyny, zdolnej osiągnąć sukces na EURO 2012. Wyjścia z tej sytuacji są dwa: albo piłkarze usiądą do rozmowy z selekcjonerem i wszystko sobie wyjaśnią, albo trener widząc, że nie ogarnia całego towarzystwa powinien podać się do dymisji... Smutne to, ale niestety prawdziwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz