Strony

niedziela, 10 kwietnia 2011

Co za dużo, to niezdrowo

Przełom kwietnia i maja to w piłce nożnej czas, który zdominują pojedynki Barcelony z Realem Madryt. Chyba jeszcze nigdy w historii te drużyny nie rywalizowały tak często, w tak krótkim okresie. Serial pt. ""Blaugrana" kontra "Królewscy"" nieoczekiwanie w tym sezonie został wydłużony ze standardowych dwóch odcinków do aż pięciu. Messi będzie rywalizował z Cristiano Ronaldo a Xavi z Xabim Alonso kolejno 16 kwietnia w Primera Division, cztery dni później w finale Pucharu Hiszpanii oraz 27 kwietnia i 3 maja w półfinałach Ligi Mistrzów. W ciągu niespełna trzech tygodni Barca spotka się więc z Realem aż czterokrotnie.

Z jednej strony, trzeba się cieszyć - wszystkich kibiców na świecie czeka bowiem poczwórna piłkarska uczta. Ale z drugiej, nadmiar takich meczów powoduje, że tracą one swoją magię. Stają się wręcz codziennością. Gdyby święta Bożego Narodzenia nagle obchodzono kilka razy w roku, na pewno przestałyby nas tak cieszyć. Starcia Realu z Barceloną właśnie dlatego przykuwają tak wielką uwagę wszystkich fanów futbolu, że są tylko dwa razy w roku. Są towarem luksusowych, rzadko dostępnym, a przez to tak pożądanym. Nadmiar powoduje, że tracą swoją ekskluzywność, a co za tym idzie i atrakcyjność. Jestem przekonany, że co najmniej jeden z tych czterech meczów będzie stać na poziomie zupełnie tym drużynom nieprzystającym.

W drugiej połowie lat 90., kiedy kształtowało się moje zainteresowanie futbolem, meczami, na które czekałem z największym utęsknieniem, były spotkania Ligi Mistrzów. Wówczas o Puchar Europy rywalizowały nie 32, jak obecnie, a jedynie 16 zespołów. W efekcie mecze często rozgrywano co trzy tygodnie. Gdy w końcu nadchodziła magiczna środa, włączało się telewizor, wciskało na pilocie "dwójkę" i... zanurzało się w świat wielkiej europejskiej piłki. Gdy z telewizorowych głośników wydobywały się dźwięki hymnu Ligi Mistrzów, przechodziły mnie ciarki. Uwielbiałem te chwile. Teraz, gdy rozgrywki najlepszej ligi świata goszczą na ekranach telewizorów (już lcd!) niemal co tydzień, ich atrakcyjność w moich oczach spadła. Wzrosły zyski klubów, stacji telewizyjnych i co najważniejsze, UEFA, ale w tym wyścigu o pieniądze zagubił się gdzieś ten trudny do opisania, metafizyczny element. Szkoda...

Meczom Barcelony z Realem to nie grozi, gdyż za rok znów zobaczymy je raczej tylko dwukrotnie. I dobrze. Bo jak wiadomo, co za dużo, to niezdrowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz