PZPN chwali się, że wyboru nowego selekcjonera dokonał w wyjątkowy, jak na standardy związku, sposób. Była ogólnozwiązkowa dyskusja, trzech silnych kandydatów i w końcu jawne głosowanie zarządu. Wiadomo nawet, ile dany trener dostał głosów. Wydawać by się mogło, że tak transparentnego procesu decyzyjnego w futbolowej centrali już dawno nie było.
Jednak jeśli zastanowić się dłużej, wychodzi na to, że wybór Waldemara Fornalika na opiekuna kadry był tak demokratyczny, jak ustrój polityczny Rosji. Dziwnym trafem nowym selekcjonerem został bowiem trener od początku forsowany przez jedną z najbardziej wpływowych osób w PZPN, Antoniego Piechniczka. Przedstawiciele związku zgodnie twierdzą, że wygrał najlepszy kandydat. Zgoda, z "finałowej trójki", w której oprócz Fornalika znaleźli się jeszcze Jerzy Engel i Jacek Zieliński, faktycznie były szkoleniowiec Ruchu jest najlepszy. Z niewiadomych powodów jednak już w przedbiegach odpadli tacy trenerzy jak Maciej Skorża, Michał Probierz czy Piotr Nowak. W czym są gorsi od "finałowej trójki"? To wie chyba tylko sam prezes Grzegorz Lato. Ale nie ma co narzekać. Polska kadra ma nowego selekcjonera, który gorszy od poprzedniego nie będzie.
Kobiety mówią, że nowy trener kadry jest przystojniejszy od starego. Już po pierwszych zdaniach przez niego wypowiedzianych, słychać, że jest także bardziej wygadany i elokwentniejszy. Piłkarze, którzy z nim pracowali, nie mogą się go nachwalić. Mówią, że u Fornalika trenuje się inaczej, lepiej. Że jest on wybitnym taktykiem i znakomitym strategiem. Według nich to charyzmatyczny, spokojny, wymagający, wyjątkowo pracowity, cierpliwy i stanowczy człowiek. Joachim Marx porównuje go nawet do Kazimierza Górskiego z czasów, gdy rozpoczynał on pracę z reprezentacją. Niektórzy twierdzą, że Fornalik przypomina Andreę Anastasiego, trenera reprezentacji siatkarzy. Podobnie jak Włoch jest opanowany, pewny siebie, potrafi jasno wytłumaczyć swoją wizję gry i znaleźć wspólny język z podopiecznymi. Jedyne, co czasem mu się zarzuca, to to, że za mało rozmawia z piłkarzami.
Gdy Franciszek Smuda zaczynał pracę z kadrą, również imponował stanowczością i pewnością siebie. Później przeszedł wewnętrzną przemianę. Podczas Euro był już zupełnie innym trenerem. Oby Fornalika nie spotkało to samo. Boję się też, czy wszechmogący Antoni Piechniczek i najwybitniejszy polski trener XXI wieku Jerzy Engel nie zechcą z tylnego siedzenia pokierować reprezentacją. Gdy Polska awansuje do MŚ w Brazylii, sukces przypiszą sobie. Kiedy awansu nie będzie, winę zwalą na Fornalika. Piechniczek nie chciał zgodzić się ani na Skorżę, ani na Nowaka, gdyż uznał, że trudno by mu było ich sobie podporządkować. Nie wiedzieć czemu Fornalika traktuje jako tego, kim można łatwo manipulować. Wydaje mi się, że pan Antoni mocno się pomylił w ocenie i nowy selekcjoner wcale nie da się zdominować. Jak będzie naprawdę, okaże się już przy kompletowaniu sztabu kadry. Jeśli Fornalik się ugnie i w gronie jego współpracowników znajdą się ludzie Piechniczka, wiadomo będzie, kto rządzi w reprezentacji. Jeśli z kolei były trener Ruchu postawi na swoim, to możliwe są dwa rozwiązania: albo zostanie zmuszony do podania się do dymisji jeszcze przed pierwszym meczem, albo Piechniczek się od niego odczepi, gdyż zrozumie, że trafił na twardego faceta. Wierzę, że to ta druga opcja okaże się prawdziwa.
Piłkarze i znajomi mówią na Fornalika "Waldek King". Mam nadzieję, że po eliminacjach do mundialu w Brazylii przydomek ten nie zostanie zmieniony na inny, dużo mniej pozytywny, np. "Waldek Nikt".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz