Liverpool w niedzielę bezapelacyjnie ogrywa Manchester United, by w czwartek nie dać rady słabemu Sportingowi Braga w 1/8 finału Ligi Europejskiej. Schalke w Bundeslidze broni się przed spadkiem, a w Lidze Mistrzów awansuje do ćwierćfinału, ogrywając faworyzowaną Valencię. Ta z kolei, w Primera Division kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa, zajmując wysokie trzecie miejsce, by w pucharach grać dużo poniżej swoich możliwości. Lech Poznań w słabej lidze polskiej jesienią grał tragicznie, a w Lidze Europejskiej pokonał Manchester City i awansował z jednej najtrudniejszych grup w całych rozgrywkach. Wszystkie wymienione wyżej drużyny mają ten sam problem - ogromne, trudne do wytłumaczenia wahania formy. Skąd się biorą?
Wydawałoby się, że głównym powodem takiej sytuacji jest nierównomierny poziom motywacji. Piłkarze "The Reds" na Manchester wychodzą naładowani niczym Tomasz Adamek przed walką. Lechici na Juventus motywują się bardziej niż na Polonię Bytom. Gracze z Gelsenkirchen nakręcają się mocniej na starcia z Benficą czy Valencią niż na mecze z Hoffenheim albo Kolonią. Różnice w poziomie przygotowania mentalnego do poszczególnych meczów są normalne. Nie da się być tak samo zmotywowanym przed każdym spotkaniem.
Drugim powodem jest brak odpowiedniej liczby klasowych graczy w kadrach. Schalke jest w stanie wystawić silną jedenastkę, która może zagrać na wysokim poziomie kilkanaście meczów w sezonie. Ale jeśli jest zbytnio eksploatowana, kończy się to tragicznie. W takim wypadku piłkarze zaczynają wybierać priorytetowe starcia. Rozpoczyna się zimna kalkulacja. Jeśli odpuszczę w meczu z Hoffenheim czy ze Stuttgartem, to na Valencię będę wypoczęty i pokażę, na co mnie stać. Stare piłkarskie powiedzenie mówi: "pokaż mi swoją ławkę rezerwowych, a powiem ci, jak silną masz drużynę". Trudno z tym stwierdzeniem polemizować. Największe kluby osiągają najwięcej sukcesów właśnie dzięki szerokim, i co najważniejsze, wyrównanym kadrom.
Problem Liverpoolu, Lecha, Schalke czy Valencii jest więc zarazem prosty i trudny do rozwiązania. Wystarczy kupić kilku niezłych piłkarzy więcej i wpadki powinny zdarzać się rzadziej. No właśnie, wystarczy kupić - łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Jeszcze trudniej jest utrzymać wysoki poziom motywacji w każdym meczu, co dotyka zwłaszcza drużyny ze słabszych lig, takich jak polska. Choć Liverpool oprócz słabych występów w pucharach, z ligowymi słabeuszami również radzi sobie mizernie, czego najlepszym przykładem są porażki z West Hamem czy Blackpool. Co można sądzić o drużynie, która wygrywa z Manchesterem United i Chelsea, a dostaje baty od ekip z dołu tabeli?
Na temat kłopotów wyżej wymienionych drużyn można by napisać elaborat naukowy na setki stron. Nic to jednak nie zmieni. Dzięki takim sytuacjom futbol jest jeszcze piękniejszy i jeszcze bardziej nieprzewidywalny. Źle zaczyna się dziać wtedy, gdy wahania formy nie wynikają z problemów z motywacją ani z "wąskiej" kadry, lecz są efektem ustaleń przy zielonych stolikach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz