niedziela, 4 sierpnia 2013

Czy Jan Urban jest gotowy na Ligę Mistrzów?

Kibice zastanawiają się, czy Legia ma drużynę będącą w stanie awansować do fazy grupowej Champions League. Mało kto jednak zadaje sobie pytanie, czy mistrz Polski ma trenera przygotowanego do poprowadzenia zespołu w tych prestiżowych rozgrywkach.

Jan Urban to znakomity szkoleniowiec. Znakomity na polską ligę, co potwierdzają osiągane przez Legię pod jego wodzą wyniki. W europejskich pucharach ten ligowy hegemon zamienia się jednak w nieśmiałego i zastraszonego chłopca. Niestety, duża w tym zasługa trenera.

Szczerość nie popłaca

Urban na konferencjach prasowych z reguły nie owija w bawełnę. Mówi to, co myśli. Opisuje rzeczywistość, którą widzą kibice i dziennikarze. Szczerość to piękna cecha, charakteryzująca dobrych ludzi. W futbolu jednak często nie popłaca. Trener musi być jednocześnie świetnym psychologiem i manipulatorem. Często powinien przedstawiać sytuację w bardziej kolorowych barwach niż jest faktycznie.

W jednej z ostatnich wypowiedzi dla "Przeglądu Sportowego" Jan Urban powiedział: - Mówią, że Legia jest nie wiadomo jako dobra, podbije Europę. Ja mam na ten temat nieco inne zdanie. Czy tak powinien wypowiadać się szkoleniowiec drużyny, która walczy o awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów? Otóż nie. Zamiast tego powinien powiedzieć coś w stylu: - Co prawda nie jesteśmy hegemonami, ale stać nas na wiele, z awansem do zasadniczej fazy Champions League włącznie. Przekaz płynący z wypowiedzi jest zupełnie inny. Bardziej optymistyczny, dużo bardziej motywujący.

Słaby motywator

O Franciszku Smudzie mówi się, że jak rzadko który trener potrafi (potrafił) natchnąć drużynę do zwycięstw w meczach, w których nie jest faworytem. O Janie Urbanie nikt tak do tej pory nie mówił, bo i powodów ku temu nie było. Tak jak Maciej Skorża był w stanie dodać swoim podopiecznym skrzydeł w starciach ze Spartakiem Moskwa czy Sportingiem Lizbona, tak Urban nie potrafił tego zrobić rok temu z Rosenborgiem Trondheim, a teraz z The New Saints i Molde, czyli rywalami o wiele słabszymi. Były snajper Osasuny musi nauczyć się, że trener jest nie tylko od ustalania taktyki i wybierania składu, ale także - a może przede wszystkim - od motywowania swoich podopiecznych.

Nie można rozpowiadać na lewo i prawo, że piłkarze nie radzą sobie z presją, bo przez takie wypowiedzi będą znosić ją jeszcze gorzej. Trzeba robić wszystko, by tę presję z nich zdejmować, brać ją na siebie. Dążyć do ideału, którym pod tym względem jest José Mourinho. Czasem mam wrażenie, że Urban swoimi wypowiedziami asekuruje się przed krytyką po ewentualnym niepowodzeniu. Robi wszystko, by cała odpowiedzialność za wynik spadła na piłkarzy. Tak nie można.

Zaklinanie rzeczywistości

Trener, który marzy o sukcesach w Europie z drużyną pokroju Legii, musi być mistrzem w zaklinaniu rzeczywistości. Musi przekonać swoich graczy, że są lepsi, niż faktycznie są. Że potrafią zagrać lepiej, niż wielu sądzi. Grunt to wiara w siebie. Legia w pierwszym meczu z Molde (oby nie w rewanżu) wyglądała na przestraszoną. Miałem wrażenie, że Molde to Barcelona. Z takim respektem podchodzili do rywala legioniści. Wyglądali na takich, którzy boją się kopnąć przeciwnika, by przypadkiem czegoś złego mu nie zrobić. Po meczu Urban słusznie przyznał, że jego piłkarze podeszli do przeciwnika ze zbyt dużym respektem, graniczącym ze strachem. Po co to powiedział? Przecież każdy to widział. Stwierdzenie tego faktu potęguje tylko u piłkarzy ten strach. Urban często używa też zwrotów "moi piłkarze", "drużyna". Rzadko mówi "my". Znów więc zamiast niwelować presję, tylko ją potęguje.

Odważny w lidze, bojaźliwy w pucharach

Legia w T-Mobile Ekstraklasie w każdym meczu przeważa, prowadzi atak pozycyjny, gra ofensywnie. Jasne, że z drużynami o większej klasie tak grać się nie da. Ale Molde to przecież tylko Molde, a Legia w pierwszej połowie starcia w Norwegii zagrała tak defensywnie, jak nigdy wcześniej. I to w sytuacji, gdy wiadomo, że obrona to obecnie najsłabsza ze wszystkich formacji klubu z Łazienkowskiej. Urban zamiast wykorzystać atuty drużyny w ataku, uwypuklił jej słabości, ustawiając ją bardzo defensywnie. Zamiast strzelać do przeciwnika, strzelił sobie w stopę.

Powtarzanie złych rozwiązań

Marek Saganowski i Wladimer Dwaliszwili razem grać nie potrafią. Gdy obaj są na boisku, częściej sobie przeszkadzają, niż pomagają. Obaj są środkowymi napastnikami, więc ustawianie ich (zwłaszcza Gruzina) na innej pozycji, powoduje, że obaj nie mogą pokazać swoich atutów. Ok, trzeba próbować różnych wariantów, ale jeśli kolejny raz eksperyment się nie udaje, to należy go zakończyć. Urban jest jednak uparty i nadal (zwłaszcza w pucharach) desygnuje do pierwszej jedenastki zarówno "Sagana", jak i byłego polonistę. Podobnie jest z Miroslavem Radoviciem. Serb na skrzydle się gubi. Tylko grając tuż za napastnikiem pokazuje swoją klasę i daje drużynie 100% swoich umiejętności. Po co więc szkodzić jemu oraz zespołowi i z uporem maniaka wystawiać go na prawej stronie pomocy?

Jan Urban ciągle jest trenerem na dorobku, stale się uczy, zdobywa doświadczenie. Trzeba przyznać, że wyciąga wnioski z popełnianych wcześniej błędów. Czasem późno, ale jednak. Teraz jednak musi działać szybciej i bardziej stanowczo. Drugiej szansy walki o Ligę Mistrzów może bowiem prędko nie dostać. Jeśli poważnie myśli o swojej karierze trenerskiej, musi zdać ten egzamin i sprawić, by jego drużyna wyeliminowała Molde. Jasne, na boisko grają piłkarze. Często mecze wygrywa jednak trener. Mam nadzieję, że w środę bohaterem Legii będzie nie Radović ani Dusan Kuciak, ale właśnie Urban.

1 komentarz:

  1. Też mam taką nadzieję. A w ogóle dajcie spokój URBANOWI. Jak do tej pory daje sobie doskonale radę.

    OdpowiedzUsuń