źródło: wikipedia.org |
Eksperyment się udał
Biało-Czerwoni po raz pierwszy za kadencji Adama Nawałki zagrali w systemie 1-3-4-2-1 lub według Dariusza Szpakowskiego 3-5-2-1. Można było mieć obawy, że eksperyment akurat w meczu z tak silną drużyną jak Urugwaj będzie katastrofą. Zwłaszcza, że w składzie zabrakło kilku filarów kadry. Ekipa Nawałki znów jednak udowodniła, że jest prawdziwym zespołem. Choć był do jej debiut w takim schemacie taktycznym, wypadła zadowalająco. Piłkarze dobrze przesuwali się po boisku, nieźle się asekurowali, odległości między nimi, a także poszczególnymi formacjami były zachowane. Jedyne czego zabrakło, to większej finezji w akcjach ofensywnych, ale trudno się dziwić, że tak było, skoro nie grał ani Lewandowski, ani Milik, ani przez pierwsze 70 minut Piotr Zieliński. Drużyna była ustawiona bardzo defensywnie, a mimo to kilka okazji do zdobycia bramki sobie stworzyła. Ogólnie trudno mieć do naszych reprezentantów większe pretensje. Każdy zagrał na niezłym poziomie.
Nowy Piszczek i nowy... Hajto
Na specjalne wyróżnienie zasługuje dwóch: Bartosz Bereszyński i Jarosław Jach. Pierwszy przebiegł prawdopodobnie najwięcej kilometrów ze wszystkich graczy na boisku, udowadniając, że potrafi zastąpić Łukasza Piszczka i jest naszej kadrze bardzo potrzebny. W defensywie był tam gdzie powinien, nie panikował w trudnych sytuacjach i nie dawał się nabierać na zwody znakomicie wyszkolonych technicznie podopiecznych Oscara Tabareza. Widać, że u niego włoskie lekcje futbolu nie idą w las. Ekszawodnik Legii nieźle podłączał się też do akcji ofensywnych, choć - zwłaszcza w pierwszej połowie - mógł być częściej obecny na połowie rywala, co dałoby naszej drużynie więcej możliwości w kreowaniu akcji.
Dobry debiut w pierwszej reprezentacji zanotował Jach. Grał pewnie, odważnie i zdecydowanie, niczym młodsza wersja Tomasza Hajty lub Kłosa. W pamięci zapadnie jego interwencja z pierwszej połowie, kiedy to najpierw w heroiczny sposób odebrał piłkę Urugwajczykowi, a następnie rozpoczął akcję ofensywną drużyny. W udanym występie na pewno pomogła mu świadomość tego, że obok niego jest Kamil Glik. 23-letni gracz Zagłębia Lubin wiedział bowiem, gdy popełni błąd, to stoper Monaco będzie w stanie go naprawić. W efekcie reprezentacyjny egzamin zdał na mocną czwórkę i jeśli w kolejnych miesiącach zachowa wysoką formę, powinien znaleźć się w składzie na mundial.
Polski Gattuso i nieśmiały Wilczek
Przyzwoicie przeciwko Urugwajowi zagrał Jacek Góralski. Był prawdziwym fighterem, boiskowym bulterierem, grał agresywnie, ale raczej czysto, czym wzbudzał respekt wśród rywali mimo swojej niezbyt imponującej postury. Do jego postawy w defensywie trudno mieć jakiekolwiek zarzuty. W ofensywie mógłby być bardziej kreatywny, ale to raczej taki Gennaro Gattuso a nie Marco Verratti i raczej się już zmieni...
Trochę więcej spodziewałem się po Kamilu Wilczku. Snajper Broendy niby był aktywny, oddał kilka strzałów na bramkę, ale widać było, że nie jest na boisku pewny siebie. Fakt, iż ostatniego ligowego gola strzelił 15 października, na pewno w zbudowaniu wysokiego morale mu nie pomógł. Wilczek w ataku pokazał też, jak wiele drużynie Nawałki daje... Lewandowski. Z napastnikiem w Bayernu akcje, które Urugwajczycy przerywali w środku pola, potoczyłyby się dalej i z pewnością jedna lub dwie zakończyłyby się golem. Lepszy jednak nieśmiały Wilczek niż chimeryczny, krnąbrny i wyraźnie mający problemy z dyscypliną Łukasz Teodorczyk, który powoli z gwiazdy Anderlechtu staje się - niestety - przekleństwem tej drużyny. Jeśli były Lechita szybko nie zmieni swojego podejścia do futbolu, w reprezentacji może już nie zagrać.
Ciężko powiedzieć coś sensownego o przydatności Jakuba Świerczoka dla drużyny narodowej. Napastnik Zagłębia po wejściu na boisko w 67. minucie nie potrafił się na nim odnaleźć. Był jak przysłowiowe dziecko we mgle. Rozpoczynał sprint, kiedy szanse na otrzymanie podania miał marne, a stał w miejscu, gdy akurat trzeba było przyspieszyć, by napędzić akcję. Być może z Meksykiem pójdzie mu lepiej.
Policzek dla Kuby
Gdy Artur Boruc schodził z boiska w 44. minucie, przekazał opaskę kapitana Łukaszowi Fabiańskiemu. Byłem przekonany, że bramkarz Swansea będzie ją nosił tylko przez chwilę, do zakończenia pierwszej połowy, a następnie odda ją Jakubowi Błaszczykowskiemu, który w kadrze w reprezentacji rozegrał prawie 100 meczów, ponad dwukrotnie więcej od Fabiańskiego. W drugiej odsłonie meczu opaska nadal jednak znajdowała się na ramieniu byłego golkipera Legii.
Gracz Wolfsburga jest jedną z najważniejszych postaci reprezentacji, mimo to wciąż spotykają go różne nieprzyjemności. Dostało mu się od dziennikarzy i kibiców za to, że publicznie powiedział, co myśli o sposobie dystrybucji biletów przez PZPN dla bliskich piłkarzy. Potem w mało kulturalny sposób został pozbawiony funkcji kapitana drużyny, a teraz znów jego pozycja w zespole jest deprecjonowana. Nie wprost, ale pośrednio, przez takie właśnie - wydawałoby się - mało znaczące zdarzenia jak to z kapitańską opaską. W każdej drużynie musi być hierarchia. W reprezentacji pod wodzą Adama Nawałki też taka na pewno jest. Pytanie tylko, czemu Błaszczykowski nie zajmuje w niej miejsca, na które zasługuje?
Szpakowski wraca do gry
Przy okazji meczu Polska - Urugwaj trudno nie wspomnieć też o realizatorze transmisji, czyli TVP. Jan Tomaszewski w studiu "Wiadomości" dziękował Jackowi Kurskiemu za pozyskanie praw do pokazywania meczów reprezentacji. Powiedział: "Panie Jacku, kibice Panu tego nie zapomną". Też uważam, że spotkania kadry powinna relacjonować telewizja publiczna, ale takie kadzenie prezesowi TVP na wizji to już lekka przesada i nie przystoi jednemu z najlepszych bramkarzy w historii reprezentacji Polski. Czyżby pan Jan chciałby znów dołączyć do PiS-u?
Po meczach kadry pokazywanych w Polsacie internauci nabijali się z błędów Tomasza Hajty. Nie spodziewałem się, że dojdę do takiego wniosku, ale po zaledwie jednym meczu skomentowanym przez Dariusza Szpakowskiego i Andrzeja Juskowiaka już tęsknię za duetem byłego stopera Schalke z Mateuszem Borkiem. Wpadki Hajty były bowiem zabawne, jego bon moty idealnie nadawały się do powtórzenia na kumpelskich spotkaniach w celu rozluźnienia atmosfery. Wpadki Szpakowskiego natomiast irytują, a jego przekręcanie nazwisk jest wręcz wkurzające. Choć trzeba przyznać, że podczas piątkowego meczu pan Dariusz mylił się jak na niego bardzo rzadko. Najbardziej podobał mi się ten tekst: "Fabiański krzyczy moja. Choć właściwie mówi się: zostaw, a nie moja". Cały Szpakowski, którego tok rozumowania jest czasami niezwykły. I te jego powtórzenia. Temat wywiadu Kamila Glika dotyczący poprzedniego starcia z Urugwajem był poruszany przez pana Dariusza trzykrotnie. Dlaczego? Aby wszyscy dobrze zapamiętali, co stoper Monaco powiedział. Ogólnie jednak TVP dała radę, choć jej wisienka na torcie smakowała jakby trochę gorzej niż Hajtowa truskawka.