Zbigniew Boniek, prezes PZPN, chce amnestii dla "kibiców" (piszę w cudzysłowie, gdyż nie o prawdziwych sympatyków futbolu tu chodzi, a o raczej o tych, co to lubią zwać się kibolami) ukaranych przez Komisję Ekstraklasy czy Wydział Dyscypliny związku. Sepp Blatter, sternik FIFA, proponuje odejmowanie punktów klubom, których "sympatycy" dopuszczają się na stadionach rasistowskich zachowań. Dwóch szefów, dwie propozycje - obie bez sensu.
Zarząd PZPN postanowił zwrócić się do organów jurysdykcyjnych Ekstraklasy i pierwszej ligi z prośbą o anulowanie kar nałożonych na "kibiców", np. cofnięcie zakazu uczestniczenia zorganizowanych grup fanów w meczach wyjazdowych swoich klubów czy otwarcie trybun zamkniętych za różnego rodzaju wybryki, w tym odpalanie rac. Początkowo do mediów poszedł przekaz, że Boniek chce cofać zakazy stadionowe piłkarskim bandytom. Później prezes musiał to prostować, wyjaśniać, że nie o to mu chodziło.
Boniek zapowiedział też, że będzie lobbował za zmianą prawa dotyczącego odpalania rac na stadionach. Według niego powinna być taka możliwość, ale tylko wtedy, jeśli robiliby to specjalnie przeszkoleni przez straż pożarną ludzie, w ściśle kontrolowanych sytuacjach i nie na każdym meczu, ale tylko podczas "wyjątkowych" spotkań. Postulat dotyczący rac jest słuszny i mam nadzieję, że Bońkowi uda się przekonać rządzących do zmiany zapisów w odpowiednich ustawach. Propozycja amnestii jest jednak tak samo bezsensowna jak zasada odpowiedzialności zbiorowej, która od lat obowiązuje na polskich stadionach.
"Nowy" PZPN naiwnie liczy, że "kibice", którzy skorzystają na amnestii, z wdzięczności za dobro, jakie ich spotkało, nawrócą się i zmienią swoje postępowanie. Przestaną wywieszać obraźliwe transparenty, rzucać na boisko race czy wszczynać rozróby. Właśnie z tego powodu propozycja darowania win nie ma sensu, gdyż dzięki niej nic się nie zmieni. Rozumiem, że Boniek chce zrobić dobre wrażenie na kibicach. Na tych prawdziwych nie musi jednak go robić. Oni wiedzą, że chce dobrze dla polskiej piłki. Tych pseudo z kolei nie obchodzi, kto jest prezesem. Oni i tak będą robić swoje. Dalej będą jebać PZPN i wszelkie zasady społeczne. Są bowiem niereformowalni.
Reguła karania klubów za zachowania grup "kiboli" według mnie mija się z celem. Jest idiotyczna i uderza głównie w prawdziwych fanów, kluby i piłkarzy. W czasach monitoringu na każdym obiekcie ekstraklasowym nie jest problemem sprawdzenie, kto wywołał burdę, rzucił racę, czy wywiesił rasistowski transparent. Czas skończyć z piętnowaniem grup i klubów, a zacząć wyciągać konsekwencje wobec poszczególnych osób.
W tym kontekście nie rozumiem więc pomysłu Seppa Blattera, który chce odejmowania punktów klubom za rasistowskie zachowania ich pseudokibiców. To tak, jakby karać wszystkich mieszkańców miasta mandatami za to, że kilku ich krajanów zdemolowało przystanek autobusowy lub wybiło szyby w sklepie. Za rasistowskie zachowania powinno się trafiać do aresztu lub dostawać wysokie grzywny.
Kluby muszą przestać bać się kiboli. Czas wydać wojnę piłkarskim bandytom, którzy na stadionach czują się bezkarni. Przedstawiciele klubów powinny identyfikować odpowiedzialnych za rozróby, wnosić przeciwko nim oskarżenia do sądu i domagać się odszkodowań indywidualnie. Tylko w ten sposób problem bandytyzmu na stadionach zostanie rozwiązany. Stop pobłażaniu, stop wyrozumiałości dla tych, którzy na nią nie zasługują! Stop odpowiedzialności zbiorowej na stadionach!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz