Strony

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Hiszpania czy Anglia, oto jest pytanie

Autor: Carlos Delgado,
źródło: wikipedia.org
Spór o to, która liga jest silniejsza - angielska czy hiszpańska - trwa od lat i jest tak samo zażarty jak ten o wyższości Leo Messiego nad Cristiano Ronaldo lub odwrotnie. Do niedawna byłem przekonany, że lepsza jest Premiership. Ostatnio jednak zacząłem mieć wątpliwości.

A wszystko przez Diego Simeone

Pierwszy mecz ćwierćfinałowy aktualnej edycji Ligi Mistrzów między Barceloną a Atlético był jednym z najlepszych, jakie kiedykolwiek widziałem. Poziom techniczny, taktyczny, fizyczny, a także ładunek emocjonalny mu towarzyszący był niesamowity. Ciężko to opisać. Ci z Was, którzy go widzieli, wiedzą, o co mi chodzi. Dotąd takie starcia, choć chyba jednak szczebelek atrakcyjności niżej, widziałem tylko na angielskich boiskach. Czas więc wrócić do regularnego oglądania Primera Division.

Władze La Ligi powinni postawić Diego Simeone pomnik. Odkąd jest on trenerem Atlético, Primera Division stała się dużo ciekawsza. Wszyscy fani tych rozgrywek od dawna czekali na kogoś, kto złamie duopol Barcelony i Realu. Aż w końcu pojawił się on i z drużyny mającej problemy taktyczne, mentalne i fizyczne, stworzył ekipę, która nie tylko może zostać w tym sezonie mistrzem Hiszpanii, ale i najlepszym zespołem Starego Kontynentu.

Simeone i jego drużyna nie tylko rzucili rękawicę Barcelonie i Realowi, pokazali też innym drużynom La Ligi, że jednak da się przeciwstawić wielkiej dwójce. Choć to zakrawa na absurd, do czasów przed Simeone nikt, kto grał z Królewskimi czy Dumą Katalonii, tak naprawdę nie wierzył, że może ich ograć. Argentyńczyk jest więc mesjaszem, który przybył na hiszpańską ziemię, by wybawić tamtejszą piłkę od zgubnego dla niej podporządkowania dwóm bogatym potęgom.

Atletico zadziwiło mnie w środę, eliminując Barcę z Ligi Mistrzów. W czwartek zaszokowała mnie z kolei Valencia, która awansowała do półfinału Ligi Europy, mimo że w pierwszym meczu przegrała z FC Basel 0:3. Sevilla gromiąca Porto 4:1 także wzbudziła mój zachwyt. Po tych wynikach, zacząłem zastanawiać się, czy będąc przekonanym o wyższości Premier League nad La Ligą, nie byłem przypadkiem w błędzie...

Na europejskich salonach

Co tak naprawdę decyduje o sile danych rozgrywek? Wydaje mi się, że głównym wyznacznikiem potęgi jest postawa drużyn z danych rozgrywek na europejskiej arenie. Wiem, że można się o to kłócić. Ktoś powie przecież, że w poprzednim sezonie w finale Ligi Mistrzów grały dwie niemieckie ekipy, a kilka lat wcześniej w półfinale Pucharu UEFA były Szachtar Donieck i Dynamo Kijów. Czy to znaczy więc, że w 2013 roku najlepszą ligą była niemiecka, a w 2009 w czołówce europejskich rozgrywek była Premier Liga? Można się spierać, zastanawiać, dywagować.

Idąc tym tropem sprawdziłem więc, ile zespołów z Anglii i Hiszpanii dochodziło do półfinałów Ligi Mistrzów i Ligi Europy (wcześniej Pucharu UEFA) w ostatnich dwudziestu latach. Oto wyniki.

Sezon             drużyny angielskie i hiszpańskie w półfinałach europejskich pucharów (boldem zdobywcy trofeum) 

1993/1994 FC Barcelona w LM
1994/1995 -
1995/1996 FC Barcelona w PU
1996/1997 Manchester United w LM - Tenerife w PU
1997/1998 Real Madryt w LM - Atlético w PU
1998/1999 Manchester United w LM - Atlético w PU
1999/2000 Arsenal i Leeds w PU - Valencia, FC Barcelona i Real Madryt w LM
2000/2001 Liverpool w PU, Leeds w LM - Deportivo Alavés i FC Barcelona w PU, Valencia i Real w LM
2001/2002 Manchester United w LM - FC Barcelona i Real Madryt w LM
2002/2003 Real Madryt w LM
2003/2004 Chelsea w LM, Newcastle United w PU - Valencia i Villarreal w PU
2004/2005 Chelsea i Liverpool w LM
2005/2006 Arsenal w LM, Middlesbrough w PU - Sevilla w PU, Villarreal i FC Barcelona w LM
2006/2007 Chelsea, Liverpool, Manchester United w LM - Espanyol, Osasuna i Sevilla w PU
2007/2008 Liverpool, Manchester United, Chelsea w LM - Barcelona w LM
2008/2009 Manchester United, Arsenal, Chelsea w LM - Barcelona w LM
2009/2010 Fulham i Liverpool FC w LE - Atlético w LE, Barcelona w LM
2010/2011 Manchester United w LM - Barcelona, Real Madryt w LM, Villarreal w LE,
2011/2012 Chelsea w LM - Barcelona i Real Madryt w LM, Atlético, Valencia, Athletic Bilbao w LE
2012/2013 Chelsea w LE - Barcelona i Real Madryt w LM
2013/2014 Chelsea w LM - Atlético i Real Madryt w LM, Sevilla i Valencia w LE

Hiszpańskie drużyny w ostatnich dwudziestu latach pięciokrotnie wygrywały Ligę Mistrzów - dwa razy Real, trzykrotnie Barcelona. Aż 23 razy były w półfinałach. Angielskie ekipy triumfowały w Champions League czterokrotnie - dwa razy Manchester United i po razie Liverpool oraz Chelsea. Dwudziestokrotnie brały także udział w półfinałach.

Trofea Ligi Europy i wcześniej Pucharu UEFA padały łupem ekip z Półwyspu Iberyjskiego pięć razy - dwukrotnie Atlético i Sevilli, raz Valencii. W półfinałach zespół hiszpański pojawiał się dziewiętnastokrotnie.

Mniej prestiżowy europejski puchar trafiał do gablot zespołów z Anglii dwukrotnie - Chelsea w 2013 i Liverpool w 2001. Reprezentanci Premiership w półfinałach występowali zaś osiem razy.

Liczby nie kłamią. Jeśli w Lidze Mistrzów zespoły z Hiszpanii i Anglii miały podobne osiągnięcia, to już Liga Europy (wcześniej Puchar UEFA) stanowiła raczej domenę klubów z Półwyspu Iberyjskiego. Nie widać tego jednak w rankingu UEFA. W czołowej dwudziestce najnowszego zestawienia są bowiem po cztery drużyny z obu krajów (1. Barcelona, 3. Real, 7. Atlético, 8. Valencia oraz 4. Chelsea, 5. Manchester United, 9. Arsenal, 19. Tottenham), choć te hiszpańskie zajmują średnio wyższe lokaty.

Hiszpanie oszczędzają na biletach

Premiership góruje nad La Ligą frekwencją na trybunach i panującą tam atmosferą. W sezonie 2012/13 średnia frekwencja na meczach Premier League wyniosła 37 659 i była o prawie dziesięć tysięcy wyższa niż ta w Primera Division (28 249). Na pewno dużą rolę odegrał tu kryzys gospodarczy, który dużo bardziej dotknął Hiszpanię niż Anglię. Ludzie na Półwyspie Iberyjskim, borykający się z brakiem pracy, oszczędzają na czym się da, a bilety na mecze to jedna z pierwszych opcji, z których można zrezygnować. Trzeba też przyznać, że obiekty w Anglii są ładniejsze i funkcjonalniejsze niż przestarzałe stadiony w Hiszpanii. Bardziej więc zachęcają do ich odwiedzania.

La Liga i Premier League na Facebooku

Oficjalną stronę BBVA La Ligi na tym portalu społecznościowym lubi 8,2 mln internautów. Fanpage Premier League ma z kolei aż 17 mln lajków. Biorąc pod uwagę wszystkie drużyny sportowe, zarówno te piłkarskie, koszykarskie, bejsbolowe i siatkarskie, czołówka najbardziej "lubianych" na Facebooku ekip to: 1. FC Barcelona (prawie 61 mln fanów), 2. Real Madryt (56,8 mln), 3. Manchester United (45,6 mln), 4. Chelsea Londyn (27,3 mln), 5. Arsenal Londyn (23 mln). 10. w tym zestawieniu jest Liverpool (17,8 mln), 16. Manchester City (11,2 mln). Taki Tottenham z kolei na Facebooku lubi 4,6 mln osób, Everton 971 tys., a Southampton 281 tys. Valencia ma 1,4 mln fanów, Sevilla - 319 tys., Espanyol Barcelona - 157 tys., a Villarreal - 159 tys. Widać więc, że kluby z Anglii w mediach społecznościowych górują nad tymi z Hiszpanii.

Kto lepszy?

Primera Division czy Premiership? Serce podpowiada Anglia, rozum - Hiszpania. Emocje, jakie dają mecze Premier League są bezcenne. Poziom techniczny La Ligi to jednak Mount Everest. W europejskich pucharach ostatnio lepsi są Hiszpanie, ale nie tak dawno przecież trzy ekipy z Wysp grały w półfinale Ligi Mistrzów. Wychodzi więc remis.

Z obiema ligami jest trochę jak z różnymi rodzajami muzyki. Jednego dnia ma się ochotę posłuchać ostrego rocka (Premier League), innego - włączyć dobry jazz czy ambitny pop (La Liga). Trudno powiedzieć, czy twórczość takiech Kings of Leon czy Biffy Clyro jest lepsza/gorsza od utworów Dawida Podsiadły, Madonny czy Brodki. Jest po prostu inna. Choć czasem gatunki na danym albumie artysty się mieszają. Tak samo jest z futbolem w wersji hiszpańskiej i angielskiej. Obie ligi są znakomite, a od kiedy Atlético zaczęło się liczyć w Primera Division, walka o mistrzostwo zarówno w jednej, jak i drugiej przypomina wyścig supersamochodów. Każdy musi więc sobie odpowiedzieć sam, co woli - Bugatti Veyrona czy McLarena P1?

1 komentarz:

  1. Wszedlem dzis na Twój blog przypadkiem, i o ile fajnie się czyta Twoje artykuły, o tyle czasami ciężko sie z nimi zgodzić.

    Po pierwsze, ilość fanów na facebooku i widzów na meczach nie jest wyznacznikiem siły ligi, co najwyżej mogą mieć wpływ na nią. Podobnie z emocjami czy jakością oprawy meczowej ( tą Anglicy maja chyba najlepsza na świecie). O sile ligi świadczy siła jej zespołów, a z racji tego, że nie ma meczów o stawkę miedzy słabymi zespołami z dwóch lig, to trzeba brać pod uwagę jednak tylko europejskie puchary.

    Po drugie, czemu przedział 20 lat? W takim przypadku, to liga włoska w tym czasie zdobyła więcej trofeów niż angielska (5 do 4 w lidze mistrzow , 4 do 2 w lidze Europy), wiec tez można mówić, ze lepsza od angielskiej, a to akurat w obecnych czasach dosyć śmieszne stwierdzenie. Dlatego tez, branie pod uwagę więcej niż ostatnie 3-5 lat nie ma sensu, ponieważ za szybko sie to zmienia. A ostatnio to jednak zespoły angielskie dostają baty od hiszpańskich, w lidze mistrzów w ostatnich 4 latach zawsze są 2 zespoły hiszpańskie w półfinałach, Hiszpanie maja teraz wewnętrzny final, w bezpośrednich pojedynkach tez gora zazwyczaj południowcy.

    Dlatego też, trudno polemizowac z tym, ze obecnie liga hiszpańska jest najsilniejsza, tak jak jeszcze parę lat temu angielska. I mowie to jako człowiek, który woli oglądać ligę angielską, z uwagi na tempo, więcej niespodzianek, bardziej wyrównane mecze i jakość transmisji.

    Ps. Boldem? Nie można było jednak użyć polskiego słowa?

    Ps 2. Kings Of Leon to nie jest ostry rock :p

    OdpowiedzUsuń