Nie chciałem analizować meczu Polska - Francja na gorąco, od razu po jego zakończeniu. Postanowiłem odczekać kilka dni i podejść sprawy na chłodno. Biorąc pod uwagę dwa ostatnie spotkania "biało-czerwonych", stwierdzam krótko - jest postęp.
Polska reprezentacja zaczyna w końcu przypominać drużynę, a nie zlepek kolegów, którzy spotkali się pograć w piłkę na szkolnym boisku. Akcje ofensywne są składniejsze, piłkarze powoli zaczynają się rozumieć i grać na pamięć. Trio z Borussii Dortmund coraz częściej przenosi wyuczone schematy z Bundesligi na grunt reprezentacji. Dariusz Dudka, wyraźnie podbudowany udanym sezonem w Auxerre, coraz lepiej wywiązuje się z zadań defensywnego pomocnika. Nieoczekiwanie na lewej obronie pojawia się ktoś, za kogo grę nie trzeba się wstydzić - i nigdy bym nie pomyślał, że tym kimś może być Jakub Wawrzyniak. Adrian Mierzejewski, choć zdarzają mu się zbyt częste przestoje, pokazuje, że jest w stanie "pociągnąć" grę drużyny. Mam wrażenie, że piłkarze w końcu zaczęli łapać, o co Franciszkowi Smudzie tak naprawdę chodzi.
Od rezerw Argentyny byliśmy zdecydowanie lepsi i powinniśmy wygrać co najmniej kilkoma bramkami. Od silnej reprezentacji Francji (wcale nie grającej w drugim składzie, jak niektórzy usilnie twierdzą) na pewno gorsi nie byliśmy. Może na zwycięstwo nie zasłużyliśmy, ale na remis już na pewno tak. Dzięki dwóm czerwcowym meczom klimat wokół kadry się poprawił. Na mecz z Francją przyszło ponad 30 tysięcy osób i atmosfera była naprawdę przednia. I tak powinno być, na rok przed EURO.
Oczywiście mankamentów nadal jest za dużo. Defensywa jest dziurawa jak szwajcarski ser. Chyba pierwszy raz za kadencji Smudy zdarzyło się, by w dwóch kolejnych meczach grali ci sami obrońcy, co świadczy o skali problemu. Wszyscy, ze Smudą włącznie, jak na zbawienie czekają więc na paszport dla Damiena Perquisa i powrót do zdrowia Sebastiana Boenischa. Wracając do stanu obecnego, dobór środkowych defensorów także pozostawia wiele wątpliwości. Smuda siłą zmusza Grzegorz Wojtkowiaka, by grał jako stoper, co wyraźnie piłkarzowi Lecha Poznań się nie podoba. Ogólnie "Franz" ma dziwną tendencję do wystawiania piłkarzy na totalnie nie pasujących im pozycjach. Gdy pod koniec meczu z Francją wpuścił Adama Matuszczyka i kazał mu grać jako ofensywny pomocnik, byłem przekonany, że zwariował. Niechęć do zmian to kolejna tajemnicza przypadłość selekcjonera. Smuda tłumaczy się chęcią zgrywania zespołu. Ok, ale każdy widział, że w meczu z Francją Kuba Błaszczykowski miał już dość po pierwszej połowie, a Ludovic Obraniak myślami był przy swojej dopiero co narodzonej córeczce i nie w głowie mu było dyrygowanie grą reprezentacji. Rafał Murawski już po 20 minutach wyglądał na tak wyczerpanego, jakby chwilę wcześniej biegł z Sulejówka, w którym nasza kadra przygotowała się do starć z Argentyną i Francją.
Decyzje Smudy są dla mnie nieodgadnione, często nie ma w nich logiki, czasem są bezsensowne i głupie. Trzeba jednak przyznać, że z meczu na mecz kadra gra coraz lepiej i "smudowy" styl zaczyna być widoczny. Jeszcze miesiąc temu byłem zdecydowanym pesymistą. Patrząc na grę naszych orłów, nie wierzyłem, że cokolwiek może się poprawić. A jednak muszę z radością przyznać - jest lepiej, jest postęp!
Z tym postępem to bym nie był takim hurraoptymistą. Może i odrobinkę lepiej jest, ale nie łudźmy się, na Euro dostaniemy łupnia jak się patrzy :)
OdpowiedzUsuńA jeszcze o Murawskim, skoro wywołałeś go do tablicy - w obu meczach był pierwszym do zmiany, nie bardzo wiedział co działo się na boisku, pożytku z niego żadnego, biegał bezproduktywnie i tylko przyglądał się grze. Dziwne, że z Francją od pierwszej minuty na placu zamiast niego nie zameldował się Matuszczyk. Czyżby Smuda za bardzo przyzwyczajał się do nazwisk?? ...