niedziela, 23 października 2011

Izraelski fenomen

Jason Burt z "The Independent" pisał o nim tak: "W wieku lat dziewięciu został zauważony w świecie futbolowych talentów. W wieku jedenastu lat talent zamienił się w geniusz. W wieku trzynastu lat jego twarz była na pierwszych stronach wszystkich magazynów piłkarskich w Izraelu". Yossi Benayoun, bo o nim mowa, gwiazdą wielkiego formatu nigdy jednak nie został. Mimo tego jest piłkarskim fenomenem.

Trzeba przyznać, że wspomniany we wstępie dziennikarz przewidział poniekąd karierę wychowanka  Hapoelu Be'er Sheva. W ostatnim dziesięcioleciach nie urodził się bowiem w Izraelu piłkarz, który grałby w taki wielkich klubach jak Benayoun. Ba, na świecie jest bardzo niewielu piłkarzy, którzy mogą powiedzieć o sobie, że byli zawodnikami Liverpoolu, Chelsea i Arsenalu Londyn. Swoistym fenomenem jest to, że piłkarz pokroju Benayouna trafił do tak silnych klubów. Nie jest bowiem ani wyjątkowo szybki, nie dysponuje też wybitnie silnym uderzeniem z dystansu, technicznie wyszkolony jest dobrze, ale od  Leo Messiego, Cristiano Ronaldo czy Andresa Iniesty dzielą go lata świetlne. Dlaczego więc menadżerowie największych angielskich klubów decydują korzystać z jego usług?

Gdy wydawało się, że po nieudanej przygodzie w Chelsea Londyn, w której zagrał zaledwie kilka meczów (głównie przez kontuzję ścięgna Achillesa), jego kariera w wielkiej europejskiej piłce się skończyła i teraz czeka go sportowa degradacja, zadzwonił Arsene Wenger i zaproponował mu pracę w klubie z Emirates Stadium. Trzeba zaznaczyć, że hurtowe zakupy bossa Arsenalu tuż przed zamknięciem letniego okienka transferowego bardziej przypominały nerwowe ruchy zdesperowanej zakupocholiczki niż przemyślane ruchy doświadczonego konsumenta. Nie zmienia to faktu, że Yossi Benayoun znów dostał angaż w wielkim klubie. 

Najlepiej szło mu w Liverpoolu, w barwach którego rozegrał blisko 100 meczów i strzelił 18 goli. Jednak stwierdzenie, że był podstawowym graczem "The Reds", jest sporym nadużyciem. W Chelsea raczej był niż grał, podobnie wygląda początek jego kariery w Arsenalu. Od dawna zastanawiam się, co powoduje, że kolejni trenerzy sięgają po tego piłkarza? Wielu z nich tłumaczy się, ściągając zawodników pokroju Benayouna tym, że są uniwersalni i mogą zagrać na wielu pozycjach. Brzydko mówiąc są takimi zapchajdziurami, którzy jeśli trzeba to zagrają w obronie, a i w ataku sobie poradzą. O Benayounie jednak nie da się tego powiedzieć. On najlepiej czuje się w środku pomoc i żadna inna pozycja mu nie pasuje. 

Walorami czysto piłkarskimi Benayoun zauroczyć więc trenerów nie jest w stanie. To może choć potrafi robić dobrą atmosferę w drużynie? W tym aspekcie na Izraelczyka liczyć także nie sposób, gdyż jest raczej typem spokojnego introwertyka, który co prawda nikomu nie wadzi, ale duszą towarzystwa też nie jest, więc o tworzenie "team spirit" posądzić go nie można. Jeśli więc nie mentalność, to co decyduje o tym, że przez kolejne lata znajduje się w kadrach potężnych klubów? Kluczem do rozwiązania tej zagadki może okazać się jego menadżer, ale na temat tego pana nic mi nie wiadomo, więc nie będę snuł teorii spiskowych. 

Yossi Benayoun to z pewnością piłkarz dobry, taki, którego brakuje na przykład reprezentacji Polski. Bo i piłkę umie przytrzymać, i podać prostopadle też potrafi, a i jeśli trzeba to i kropnie z dystansu, co prawda niezbyt silnie, ale za to precyzyjnie (szkoda, że zagrał już ponad 80 meczów w kadrze Izraela, bo inaczej Franek Smuda chętnie by skaperował). Jest graczem średniego europejskiego formatu, który jednak nie wyróżnia się niczym szczególnym spośród grona setek piłkarzy biegających po boiskach najsilniejszych lig Europy. Ma jednak w sobie to tajemnicze "coś", co decyduje, że trenerzy i szefowie wielkich klubów decydują się go zatrudniać. 

1 komentarz:

  1. I o czym jest ten artykuł, Panie redaktorze? Że nie jest wielkim piłkarzem to wiemy. Że dziwi nas to, że go biorą wielkie kluby - też. Myślałem, że zagadka zostanie rozwikłana w tym artykule a tymczasem to co na początku artykułu pojawia sie na końcu. Po co marnować czas na taki artykuł? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń