niedziela, 7 kwietnia 2013

Reforma ekstraklasy. Marna kopia systemu belgijskiego

Bogusław Biszof i spółka długo myśleli, jak uatrakcyjnić rozgrywki. W końcu jednak wymyślili. Przegłosowali co trzeba i od nowego sezonu wcielą swoje pomysły w życie. Jak każdej zmianie, tak i tej towarzyszą głosy za i przeciw. I jak prawie zawsze, tych drugich jest więcej. Sam należę do krytyków nowych rozwiązań. Według mnie nie wyjdą one naszej piłce na dobre.

Powtórka z rozrywki

Przy strukturze rozgrywek ekstraklasy majstrowano już wcześniej. W sezonie 2001/2002 16 drużyn ówczesnej pierwszej ligi już na wstępie podzielono na dwie grupy. Cztery najlepsze zespoły z każdej z nich na wiosnę grały w tzw. grupie mistrzowskiej i walczyły o czołowe lokaty, a pozostałe toczyły boje o utrzymanie. System ten miał w teorii zapewnić więcej emocji kibicom i zwiększyć poziom ligi. Okazał się jednak totalnym niewypałem i po roku wrócono do klasycznej struktury ligi.

Nowy pomysł na ekstraklasę sporo różni się od tego sprzed 11 lat. Teraz bowiem podział na grupy zostanie wprowadzony dopiero po fazie zasadniczej, czyli rozegraniu 30 kolejek w systemie mecz i rewanż. Wówczas pierwsze osiem drużyn zagra o mistrzostwo, a pozostałe - o utrzymanie. Przy czym każda z ekip przystąpi do rywalizacji z połową zdobytych wcześniej punktów. Co ciekawe, w fazie grupowej zespoły zagrają po siedem spotkań. Tzn. z każdym grupowym rywalem spotkają się tylko raz. Kluczowy będzie więc terminarz. O tym, czy Legia z Lechem zagra w grupie u siebie, czy może na wyjeździe, z pewnością będzie decydowało losowanie. Pomysł z dzieleniem zdobytych w fazie zasadniczej punktów na pół jest totalnie niesprawiedliwe, bo premiuje słabsze drużyny. Do tego jeszcze ślepy los decydujący o terminarzu fazy grupowej. Wszystko to powoduje, że liga zaczyna bardziej przypominać puchar, co wypacza tak naprawdę jej sens.

Koniec gry o pietruszkę? Niekoniecznie

W opinii szefów Ekstraklasy nowa struktura rozgrywek ma ograniczyć do minimum liczbę drużyn tzw. środka tabeli, które nie walczą ani o majstra, ani nie bronią się przed spadkiem. Faktycznie, jeśli po 30 kolejkach pozbawi się zespoły połowy punktów, tabela się spłaszczy i nagle w rywalizację o konkretne cele będzie zamieszanych dużo więcej zespołów. Niestety, nie ma tu odrobiny sprawiedliwości. Drużyna, która w fazie zasadniczej zdobędzie powiedzmy 60 pkt, do rundy grupowej przejdzie, mając na koncie 30 oczek. Zespół, który zgromadził w 30 kolejkach 50 punktów, do walki o mistrzostwo przystąpi, mając od tej pierwszej zaledwie pięć oczek mniej. Ok, rywalizacja staje się ciekawsza, ale kosztem sprawiedliwości i jasnych zasad.

Nieudolna kopia zasad z belgijskiej Jupiler Pro League

Inspiracją dla reformatorów ekstraklasy były z pewnością rozwiązania zastosowane w Belgii. Tam jednak system jest o wiele bardziej zawiły. Nasz wygląda przy nim jak wersja demo. Ale po kolei.

W Jupiler Pro League prawdziwa zabawa zaczyna się po rozegraniu 30 kolejek w klasycznym systemie mecz i rewanż. Następnie startuje faza play-off, w której biorą udział zespoły z miejsc 1-6 i 7-14, przystępujące do rywalizacji z połową zdobytych wcześniej punktów. Ekipy z lokat od 1 do 6 grają ze sobą mecz i rewanż. Stawką jest mistrzostwo i awans do europejskich pucharów. Drużyny z miejsc 7-14 zostają z kolei podzielone na dwie grupy. Zespoły, które zajęły w fazie zasadniczej miejsca 7., 9., 12. i 14. tworzą grupę A, a te z lokat 8., 10., 11. i 13. - grupę B. Każdy z zespołów rozgrywa ze swoimi trzema rywalami mecz i rewanż. Najlepsze ekipy obu grup trafiają do tzw. finału play-off 2. Zwycięzca tego dwumeczu gra o prawo startu w Lidze Europy z czwartą lub piątą ekipą grupy mistrzowskiej (w zależności o tego, czy zwycięzca krajowego pucharu zapewnił sobie prawo udziału w Lidze Europy również dzięki lokacie w lidze).

Ciekawie wygląda też rywalizacja o utrzymanie i awans do belgijskiej ekstraklasy. 15. i 16. ekipa sezonu zasadniczego rozgrywają ze sobą pięć meczów. Z tymże 15. ekipa przystępuje do rywalizacji z trzema punktami, a 16. - z pustym kontem. Drużyna, która przegra tę rywalizację spada do niższej klasy rozgrywkowej. Zwycięzca z kolei gra o prawo gry w ekstraklasie z trzema drużynami z drugiej ligi (najlepszy team zaplecza ekstraklasy awansuje do niej bezpośrednio). Ekipa, która wygra tę "grupę" gra w następnym sezonie w Jupiler Pro League.

Prawda, że skomplikowane? W odróżnieniu od naszego systemu ten belgijski jest jednak znacznie ciekawszy. W Jupiler Pro League faktycznie każda drużyna gra "o coś". Polska wersja tej struktury jest tylko jej marną kopią. Oba układy są niesprawiedliwe i tak naprawdę zaprzeczają idei ligi. Z dwojga złego wolę jednak ten belgijski.


2 komentarze:

  1. Nieprawda, że kazdy gra o coś. Jak ktoś chce się obijać, to wystarczy w pierwszych 30 meczach nie być na pozycji 15 lub 16 i resztę może odpuścić. A sporo klubów u nas ma właśnie takie podejście. Ale warto by ten system przenieść do nas, zobaczylibyśmy czy rzeczywiście jest gorszy czy lepszy od naszego na "żywym organizmie". noweusz@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Przedmówca ma rację. Oprócz Legii i Lecha walczących o mistrzostwo i Zagłębia i Widzewa o utrzymanie, reszty nie obchodziłby los. Może nawet komuś z dołu tabeli udałoby się wywalczyć awans do ligi europejskiej. To dopiero byłby koszmar.

    Jeśli chodzi o reformy, to jednak wolę tą "polską" niż "belgijską", ale tak naprawdę jeśli chodzi o podnoszenie poziomu sportowego, to o ile wiem w najlepszych ligach Europy nie ma takich zawiłości.

    Podoba mi się system rozgrywek ligi szkockiej. 12 zespołów w lidze, każdy gra z każdym 3 razy (33 mecze). Następuje podział 1-6 grupa mistrzowska, 7-12 spadkowa. Każdy gra z każdym (5 meczów) bez podziału punktów. Spada jedna drużyna

    OdpowiedzUsuń