niedziela, 8 września 2013

Piłkarz, który uciekł spod ręki "kata"

Właśnie usunął w cień sławniejszych mężczyzn o tym nazwisku: Bogdana, byłego ministra obrony narodowej, i Edmunda, pułkownika, w latach 2006-2012 szefa Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, który stał się ogólnie rozpoznawalny po katastrofie w Smoleńsku. Z oboma nie jest spokrewniony. Na chwałę nazwiska Klich pracuje zupełnie inaczej niż ci dwaj. Zamiast dużo mówić, charuje na boisku. W meczu reprezentacji Polski z Danią pokazał, że może być dla kadry ważny. Z Czarnogórą był najlepszy na murawie. Czy Mateusz Klich jest piłkarzem, na którego Polska czekała?

W starciu z Czarnogórą imponował mądrym poruszaniem się po boisku. Idealnie czuł tempo gry. Pokazał też, że jest dobrze wyszkolony technicznie. Potrafił piłkę odebrać przeciwnikowi, sobie jej odebrać nie dając. Nie bał się ryzykownych zagrań, dzięki czemu stworzył kolegom kilka niezłych okazji bramkowych. Jak na kogoś, kto w kadrze wystąpił w piątek po raz trzeci, grał wyjątkowo dojrzale. Był liderem środka pola. A jeszcze niedawno wydawało się, że jego kariera skończy się szybciej niż się zaczęła.

Latem 2011 roku wyjeżdżał z Polski jako talent czystej wody. Dziennikarze się nim zachwycali, wieszczyli mu wielką karierę. Niestety, Klich źle wybrał. Zamienił Cracovię na Wolfsburg, gdzie trafił pod skrzydła "kata", Feliksa Magatha. W Bundeslidze nie zadebiutował. Z każdym miesiącem spędzonym w mieście Volkswagena coraz bardziej tracił wiarę w siebie, swoje umiejętności piłkarskie i nadzieję na wielką karierę.
- Trupem byłem. W polskich mediach mnie zabili. Dramat, nie ma piłkarza, niepotrzebnie wyjechał i w ogóle - mówił o tym okresie w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego".

Wszystko zmieniło się zimą tego roku. Wówczas Klich został wypożyczony do holenderskiego PEC Zwolle. Zadebiutował 10 lutego w zremisowanym meczu z Twente. Zagrał na tyle dobrze, że od razu wskoczył do pierwszego składu. Do dziś w barwach "Blauwvingers" zagrał 19 meczów, strzelił trzy gole i miał dwie asysty.

W sierpniu Waldemar Fornalik dał mu szansę w starciu z Danią. Klich wykorzystał ją w stu procentach. Strzelił gola i zaliczył asystę. Nic więc dziwnego, że dostał powołanie na spotkania z Czarnogórą i San Marino. - Jeszcze niedawno mnie w kadrze nie było, nie wiem nawet, czy będę grał, a już mam ciągnąć ten wózek. Niech będzie, jestem gotowy - zapowiadał przed piątkowym starciem. Jak powiedział, tak zrobił, potwierdzając przy okazji, że pochwały holenderskich dziennikarzy pod jego adresem nie były na wyrost.

Portal transfermarkt.de wycenia go na 750 tysięcy euro. Jeśli nadal będzie grał tak jak przez ostatnie kilka miesięcy, jego wartość może błyskawicznie wzrosnąć. Dwu-, a nawet trzykrotnie.

Klich ma 23 lata. Jest wychowankiem Tarnovii Tarnów, ale w piłkę uczył się grać w Cracovii. W barwach tej drużyny zadebiutował w polskiej ekstraklasie. W najwyższej klasie rozgrywkowej rozegrał 56 meczów i strzelił 5 goli. Choć pobyt w Wolfsburgu dał mu mocno w kość, to widać, że całkiem sporo się tam nauczył.

Jego znaki szczególne to: precyzyjny strzał wewnętrzną częścią prawej stopy, dobre dośrodkowania i rzuty wolne, niezła gra głową, niekonwencjonalne prostopadłe podanie, duża (około 80%) celność podań. Brakuje mu trochę szybkości, ale wadę tę nadrabia bardzo dobrą techniką i inteligentnym poruszaniem się po boisku. Choć jest prawonożny, nie boi się podawać i strzelać lewą nogą. Sposobem gry przypomina trochę nowy nabytek Manchesteru United, Marouane'a Fellainiego. Jest trochę niższy i słabszy fizycznie od Belga. To drugie może jednak poprawić. Jeśli agent nie sprowadzi go na manowce, załatwiając idiotyczny transfer, polska reprezentacja może mieć w końcu ofensywnego środkowego pomocnika z prawdziwego zdarzenia.

Waldemar Fornalik nie podołał wyzwaniu wiążącemu się z posadą selekcjonera. Na plus trzeba mu jednak zaliczyć, że nie bał się postawić na młodych zdolnych. Odkrycie dla reprezentacji Mateusza Klicha to jego mały sukces. Szkoda, że jeden z niewielu.

1 komentarz:

  1. Kreatywny, waleczny i odważny - taki człowiek jest potrzebny reprezentacji w środku pola. Przydałoby się jeszcze, żeby selekcjoner nie bał się grać ofensywnie i coraz częściej stawiał na atak, a nie na obronę. Akurat defensywnie kulejemy i nie bardzo widać sposób, by ją poprawić, a w ataku Zieliński, Klich, Lewandowski czy Błaszczykowski są w stanie pokazać wiele dobrego.

    OdpowiedzUsuń