Liverpool zbankrutuje? "The Reds" zostaną zdegradowani? Czy znajdzie się chętny na przejęcie akcji klubu? To tylko kilka z wielu pytań, jakie ostatnio zadają sobie zarówno kibice, jak i członkowie zarządu klubu z Anfield Road. Sytuacja nie wygląda dobrze. Jeśli do najbliższego piątku Tom Hicks i George Gillet Jr. nie spłacą 280 mln funtów kredytu zaciągniętego trzy lata temu na zakup Liverpoolu, klub przejmie Royal Bank of Scotland wprowadzając zarząd komisaryczny. Wszystko po to by zapobiec bankructwu Liverpoolu. To najczarniejszy, ale bardzo prawdopodobny scenariusz. Możliwe są jeszcze dwa.
Do skutku dochodzi transakcja kupna akcji klubu przez amerykański New England Sport Ventures za ok 300 mln funtów (obecni właściciele Liverpoolu uważają, że to stanowczo za mało i żądają pół miliarda) i wszystko dobrze się kończy. Klub może też stać się niewypłacalny zanim zmieni właścicieli. Wtedy władze Premier League ukarzą Liverpool dziewięcioma ujemnymi punktami, czym znacznie utrudnią mu walkę o utrzymanie (po siedmiu kolejkach "The Reds" znajdują się w strefie spadkowej). Klubowi grozi więc degradacja, co z pewnością odstraszy potencjalnych kupców.
Jakoś nie mogę sobie wyobrazić angielskiej Premier League bez Liverpoolu. Nie jestem w stanie zobaczyć oczami wyobraźni sytuacji w której 18-krotny mistrz Anglii i 7-krotny zdobywca Pucharu Anglii gra na zapleczu angielskiej ekstraklasy. Liga bez pojedynków Liverpoolu z Manchesterem United, Chelsea czy Arsenalem nie będzie już tak atrakcyjna. Będzie po prostu nudniejsza. Niestety "The Reds" mogą powtórzyć drogę Leeds United, które z pozycji półfinalisty Ligi Mistrzów w 2001 roku stoczyło się do trzeciej ligi. Tam również były potężne długi, nieudane przejęcia, a wcześniej niefrasobliwe zarządzanie, co w efekcie doprowadziło do wyprzedaży drużyny i jej powolnego rozpadu. Na szczęście klub z Ellan Road powoli wraca na należyte sobie miejsce. W tym roku gra już w Championship i po dziesięciu kolejkach zajmuje 10. miejsce.
Liverpool zaczął ten sezon fatalnie, najgorzej od 50 lat. Piłkarze, wiedząc co święci, nie są w stanie skoncentrować się na grze. Skąd my to znamy? W polskiej lidze taka sytuacja jeszcze nie tak dawno była wręcz "normalna". Teraz spotykana jest coraz rzadziej, choć mówi się, że pierwszoligowe: Odra Wodzisław i Warta Poznań balansują na granicy bankructwa. Liverpool w odróżnieniu od naszych drużyn to światowa marka. Nie ma na świecie kibica piłki nożnej nie kojarzącego drużyny z Anfield. Dlatego nie można dopuścić, by klub z taką historią tak po prostu upadł. Mam nadzieję, że klub z Merseyside nie czeka los podobny do tego jaki spotkał Leeds United. Obawiam się jednak, że w przeciwieństwie do złej sytuacji na boisku, tu "you'll never walk alone" wydobywające się z tysięcy gardeł liverpoolskich fanów nie pomoże. Tu potrzebna jest kasa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz