Po 21. kolejkach Bundesligi ma 12 punktów przewagi nad drugim w tabeli Bayerem Leverkusen. Arjen Robben z Bayernu Monachium już na początku stycznia pogratulował jej piłkarzom tytułu mistrza Niemiec. Kibice, dziennikarze i trenerzy zachwycają się jej grą. Dotychczas niedoceniani piłkarze poprzez występy w jej barwach stają się prawdziwymi gwiazdami. Borrussia Dortmund, bo o niej mowa, w tym sezonie szokuje. Jest drużyną, której kibicem chciałby być każdy. Co powoduje, że BVB jest tak wyjątkowa?
Po pierwsze, trener Jurgen Klopp. To fachowiec, jakich mało. Świetny motywator i taktyk. Szkoleniowiec, który przez cały mecz "jest z drużyną". Nie siada wygodnie na ławce i nie udaje wybitnego teoretyka, który z ołówkiem w ręku zapisuje dziwne spostrzeżenia. Przez 90 minut skacze, krzyczy i żywo gestykuluje przy linii bocznej. Nigdy nie krytykuje swoich zawodników, ale zawsze nagradza brawami i dobrym słowem udane zagrania. Nawet jak coś nie wyjdzie, Klopp potrafi swoją postawą dać znać swojemu zawodnikowi, że nic złego się nie stało. Przekaz niewerbalny, jaki otrzymuje od trenera taki piłkarz jest nie do przecenienia. Widać, że każdy z graczy Borussii, czy to z pierwszej jedenastki, czy rezerwowy, wierzy swojemu szkoleniowcowi, ufa mu w 100% i poszedłby za nim w ogień. Taki coach to skarb.
Po drugie, Oliver Bartlett, spec od przygotowania fizycznego. Gracze Borussii w każdym meczu są szybsi od rywali, bardziej dynamiczni i co najważniejsze, w 90. minucie biegają tak samo jak w 40. Główna w tym zasługa Bartletta, z którego umiejętności chciałby skorzystać selekcjoner Franciszek Smuda. Niestety, władze Borussii nie zgodziły się wypożyczać go naszej reprezentacji. Wielka szkoda, ale czy można się dziwić, że kierujący klubem z Westfalii nie chcą się dzielić swoim specem z innymi?
Po trzecie, kibice. 80 tysięcy osób na każdym meczu na Signal Iduna Park to europejski ewenement. Bez różnicy czy do Dortmundu przyjeżdża 1. FC Koeln, czy Bayern Monachium, na trybunach i tak jest mnóstwo fanów, którzy swoim dopingiem niosą piłkarzy do naprawdę efektownej gry.
Po czwarte, świetna atmosfera w drużynie. Po grze Dortmundu widać, że w zespole jest "chemia". Nikt z nikim się nie kłóci, nie ma bijatyk, przepychanek czy publicznych narzekań na kolegów czy trenera. Jest za to zdrowa, sportowa rywalizacja, która powoduje, że każdy z piłkarzy z meczu na mecz gra coraz lepiej. Łukasz Piszczek, gdy przychodził do Borussii był niezłym prawym obrońcą, który lepiej spisywał się w ataku niż w obronie. Teraz jest jednym z najlepszych w Bundeslidze. Zdecydowanie poprawił grę w destrukcji i udoskonalił swoje umiejętności ofensywne. W efekcie jest pewniakiem do miejsca w wyjściowej jedenastce w przeciwieństwie do Jakuba Błaszczykowskiego, a zwłaszcza Roberta Lewandowskiego.
Po piąte, młodość. W kadrze BVB jest tylko pięciu graczy po trzydziestce: Roman Weidenfeller, Patrick Owomoyela, Antonio da Silva, Dede i Sebastian Kehl. Regularnie w pierwszej jedenastce gra tylko bramkarz Weidenfeller. Średnia wieku drużyny z Westfalii to zaledwie nieco ponad 23 lata, a pierwsze skrzypce grają w niej 18-letni Mario Goetze i 22-letni Nuri Sahin.
Pozostaje mieć nadzieję, że Borussii będzie sprzyjało szczęście i tak pechowych meczów jak ten piątkowy z Schalke (0:0) nie będzie wiele. Dawno bowiem nikt nie zasłużył na mistrzostwo Niemiec tak, jak chłopcy trenera Kloppa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz