niedziela, 20 maja 2012

Ten przeklęty Robben!

Fani Bayernu nie mają wątpliwości, przez kogo ich ukochany klub nie wywalczył w tym roku żadnego trofeum, choć miał wielkie szanse na aż trzy - mistrzostwo i Puchar Niemiec oraz Puchar Mistrzów. To urodzony w Bedum, w północno-wschodniej Holandii, 28-letni skrzydłowy - Arjen Robben.

W decydującym o mistrzostwie Niemiec meczu z Borussią Dortmund nie strzelił rzutu karnego i zmarnował dwie idealne, dwustuprocentowe okazje do zdobycia gola. W finale Pucharu Niemiec (również z BVB) co prawda jedenastkę wykorzystał, ale grał słabo. Finał Ligi Mistrzów był zwieńczeniem tego wyjątkowo pechowego w jego wykonaniu sezonu. Gdyby w dogrywce spotkania z Chelsea, Holender pokonał Petra Cecha, dziś byłby bohaterem, a jego Bayern cieszyłby się z piątego Pucharu Mistrzów. Stało się jednak inaczej.

Jeśli podejść do sprawy racjonalnie, to ciężko jest obwiniać Robbena o wszystkie nieszczęścia, które spotkały w ostatnich miesiącach bawarski klub. Przecież gole w meczach z Borussią mógł strzelić ktoś inny, a o tym, że Bayern nie wygrał Ligi Mistrzów ostatecznie zadecydowało przecież pudło Bastiana Schweinsteigera w decydującej serii rzutów karnych. Piłka nożna to nie tenis. Tu o porażkach i zwycięstwach decyduje postawa całego zespołu. Trudno jednak odrzucić emocje. Tym ciężej oprzeć się wrażeniu, że Bayern stał się największych przegranym sezonu 2011/2012 głównie przez jednego człowieka - Arjena Robbena.

Wyobrażam sobie, jak Holendrowi musi być teraz ciężko. Życie ze świadomością głównego winowajcy klęski, jest więcej niż trudne. Robben dobrze wie, że zawalił sprawę, że zawiódł nie tylko kolegów z drużyny, trenera, ale i kibiców. Swoją drogą, jak mocnym mentalnie trzeba być, by pamiętając o przestrzelonym karnym z Borussią, podchodzić do kolejnych superważnych jedenastek. Robben ma psychikę tak silną jak cios Witalija Kliczki - trudno z tym polemizować. Duma i przesadna pewność siebie go jednak zgubiła, a razem z nim - cały Bayern.

Mimo tego jestem przekonany, że Robben szybko się podniesie i podczas Euro 2012 znów będzie hulał po obu stronach boiskach jak za dawnych, dobrych lat. Przez to, że Holender nie strzelił dla Bayernu goli, które powinien strzelić, nie stał się automatycznie gorszym piłkarzem. To przecież ciągle jeden z najlepszych skrzydłowych na świecie. Po tym sezonie przylgnie do niego także łatka najbardziej pechowego.

Teraz jest przez fanów wyklinany i obrażany. Z pewnością słowa w stylu: "Ten przeklęty Robben", "Gdyby nie ten Robben, to...", "Po co on, do licha, podchodził do tej jedenastki" i inne dużo bardziej dosadne, padają teraz z ust wielu fanów Bayernu w całej Europie. Za kilka tygodni emocje opadną. Gdy w kolejnych rozgrywkach Holender wybiegnie na boisko i zacznie ogrywać rywali jak treningowe tyczki oraz strzelać efektowne gole, znów będzie nagradzany owacjami na stojąco. Fani bawarczyków nigdy jednak nie zapomną mu jednego - tej przestrzelonej jedenastki z Chelsea.

Z drugiej strony, sympatycy Bayernu powinni być Robbenowi wdzięczni. Dużo łatwiej znosi się bowiem porażki, jeśli znany jest ich główny winowajca. Z psychologicznego punktu widzenia kozioł ofiarny jest niezbędny, by zracjonalizować klęskę. W tym wypadku mógł być nim tylko jeden człowiek - ten przeklęty Arjen Robben!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz