Brian Clough, trener Nottingham Forest w czasach jego największej świetności, ostrzegał przed laty, że telewizja zabije futbol. Dziś wiadomo, że tak się nie stało. Do morderstwa piłki nożnej nie doszło, choć co chwila mają miejsce zamachy na jej życie. Jedno jest pewne - telewizja mocno zmieniła piłkę. Ligami w całej Europie rządzą co prawda przedstawiciele klubów, ale za sznurki pociągają szefowie stacji mających prawa do ich pokazywania. To oni decydują, co, jak i kiedy ma się wydarzyć w futbolu.
Władze angielskiej Premier League sprzedały ostatnio prawa do transmisji rozgrywek na lata 2013-16 rodzimym stacjom telewizyjnym za bagatela 3 mld funtów. Dodatkowe 2 mld spłyną na konta Premiership od stacji zagranicznych (a następnie odpowiednio podzielone trafią do angielskich klubów). Klient płaci, klient wymaga. W efekcie telewizje zyskają jeszcze większy niż obecnie wpływ na rozgrywki.
Futbol to obecnie wielki biznes, w którym najważniejszy jest zysk. Kluby i władze lig robią więc wszystko, by zarobić jak najwięcej. Pogoń za kolejnymi zerami na kontach powoduje, że piłka traci (jeśli już nie straciła) magiczny pierwiastek, który miała jeszcze kilkanaście lat temu.
Dziś dostęp do meczów, dzięki telewizji i internetowi, jest tak szeroki jak nigdy wcześniej. Każdego dnia, posiadając dekodery kilku platform cyfrowych lub korzystając z serwisów streamingowych, możemy obejrzeć spotkanie. Od piątku do poniedziałku - ligowe, od wtorku do czwartku - w europejskich pucharach. A gdy rozgrywki klubowe akurat pauzują, grają przecież reprezentacje. Piłki jest w tv obecnie tyle co seriali, a może i nawet więcej.
Według mnie futbolu w tv jest za dużo. Telewizje wymagają, by kolejki ligowe były jak najbardziej rozciągnięte w czasie. Kiedyś grano w soboty i niedziele, teraz - od piątku do poniedziałku. Dawniej na mecze Ligi Mistrzów czekało się jak na święta. Obecnie sączący się z głośników telewizora hymn Champions League nie budzi już takich emocji. Według mnie przez nadmiar meczów rozgrywki straciły na elitarności. Zostały pozbawione pierwiastka wyjątkowości. Co prawda nadal czeka się na następną kolejkę, ale czekanie to bardziej przypomina odliczanie dni do następnego weekendu niż oczekiwanie na Boże Narodzenie.
Jakiś czas temu UEFA sondowała pomysł zmniejszenia liczby drużyn w najwyższych klasach rozgrywkowych do 16. Meczów byłoby mniej, piłkarze byliby bardziej wypoczęci, w efekcie graliby lepiej. Pomysł jednak porzucono, gdyż zaprotestowały telewizje i sponsorzy. Dla nich kilkanaście spotkań w sezonie mniej to ogromne straty finansowe. A na to nie mogą przecież sobie pozwolić.
Wydaje mi się, że presja telewizji i sponsorów na władze piłkarskich rozgrywek wkrótce doprowadzi do tego, że kibice zaczną czuć przesyt futbolu. Z utęsknieniem będą czekać nie na początek rozgrywek, ale na ich koniec. Na futbolowy post, a nie karnawał. Mam nadzieję, że tak się nie stanie i ludzie zarządzający światowym futbolem pójdą w końcu po rozum do głowy. Wystarczy, że zastosują się do prostej zasady - co za dużo, to niezdrowo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz