niedziela, 17 sierpnia 2014

Angielski w weekend (1)

To ci dopiero mistyfikacja... źródło: PaddyPower
Czerwone Diabły wygrały wszystkie sparingi, ligowy test jednak oblały, przegrywając otwierający sezon mecz na Old Trafford po raz pierwszy od 1972 roku. Co gorsza, Manchester United był po prostu słabszy od Swansea i zasłużenie uległ ekipie z Walii 1:2.

Powtórka z rozrywki

"Nowy menedżer, stare problemy" - tak zatytułował relację z tego spotkania Dailymail.co.uk. Trudno nie mieć wrażenia deja vu. Manchester United zagrał bowiem zupełnie tak, jak za czasów Davida Moyesa. Niektórzy fani podejrzewali nawet, że na ławce siedział właśnie Szkot ukryty pod maską Louisa van Gaala...

Piłkarze Manchesteru zupełnie nie mieli pomysłu na grę, brakowało im tak potrzebnej na tym poziomie agresji, wyglądali wręcz na zmęczonych. Strzelali co prawda częściej (14 do 5), ale jeśli brać pod uwagę uderzenia celne, to statystyka wyglądała już znacznie gorzej - jedynie 5 do 4. Co więcej, w ustawieniu 1-3-5-2 wytrzymali tylko 45 minut. Po przerwie Louis van Gaal zmienił system na taki z czwórką obrońców i wydawało się, że znów miał nosa, bo United szybko wyrównali. Zamiast jednak iść za ciosem, odpuścili, co wykorzystały Łabędzie i to one - zupełnie zasłużenie - rozpoczęły sezon od wygranej. O tym, że byli na Old Trafford po prostu lepsi, świadczy chociażby fakt, że Łukasz Fabiański nie miał zbyt wiele do roboty.

Pięć wniosków

Co wiemy po pierwszym meczu o punkty Manchesteru pod wodzą Holendra? Po pierwsze, United potrzebują taktycznego planu C. W meczu ze Swansea plany A (1-3-5-2) i B (1-4-4-1) nie zadziałały.

Po drugie, Adnan Januzaj wyrasta na gwiazdę zespołu. W sobotę mecz zaczął co prawda na ławce, ale już w 24. minucie zastąpił kontuzjowanego Jessiego Lingarda. Odtąd był bez wątpienia najlepszy w drużynie Czerwonych Diabłów. Z jednej strony to dobrze, z drugiej - trochę zatrważające, by najmłodszy w drużynie gracz grał lepiej niż jej gwiazdy - Wayne Rooney czy Juan Mata.

Po trzecie, wzmocnienia w defensywie są niezbędne. Tyler Blackett w swoim debiucie wielkich błędów nie popełnił, ale brakowało mu pewności. Phil Jones grał mało przekonująco, a Chris Smalling dawał się zbyt łatwo ogrywać, zwłaszcza w drugiej połowie Jeffersonowi Montero. Co najmniej jeden nowy stoper wysokiej klasy jest Manchesterowi niezbędny. Mats Hummels albo Mehdi Benatia byliby idealni. Problem w tym, że Borussia Dortmund i AS Roma nie kwapią się, by sprzedawać swoje gwiazdy.

Po czwarte, van Gaal nie boi się stawiać na młodych. Jesse Lingard i wspomniany Blackett w pierwszym składzie, to najlepsze na to dowody. Kiedyś Aleksa Fergusona krytykowano za zbyt odważne posyłanie na boisko piłkarskich żółtodziobów. Eksperci twierdzili wręcz, że z dzieciakami nic nie wygra. Rzeczywistość pokazała jednak zupełnie co innego.

Po piąte, Holender od momentu podpisania kontraktu z United przyznaje, że potrzebuje trzech, czterech miesięcy, by dotrzeć się z piłkarzami, wpoić im swoją wizję futbolu, wypracować odpowiednie schematy. Manchester United w wersji van Gaala potrzebuje więc czasu. Moyes mówił jednak dokładnie to samo...

Napakowane Łabędzie

Nowa drużyna byłego golkipera Arsenalu dała w Manchesterze koncert gry, a wisienką na przyrządzonym przez walijską ekipę torcie była bramka na 1:0, która padła po akcji złożonej z czternastu podań i rozpoczętej przez Łukasza Fabiańskiego. Takiej boiskowej konstrukcji nie powstydziłaby się Barcelona za czasów Josepa Guardioli.

Na Old Trafford imponował zwłaszcza Gylfi Sigurdsson. Islandczykowi powrót do Swansea najwyraźniej bardzo dobrze zrobił. Piłkarz odzyskał radość z gry, co przekładało się na poziom jego zagrań. Asysta i gol to znakomite dowody na to, że Sigurdsson w Swansea czuje się jak łabędź na wodzie.

Drugi plus walijskiej drużyny to postawa Ashleya Williamsa. 29-letni stoper był niczym skała, zagrał jak na kapitana przystało - twardo, konsekwentnie, stanowiąc idealny przykład dla kolegów z drużyny.

Trzeci pozytyw i przy okazji największa niespodzianka in plus - Ki Sung-Yueng. Koreańczyk w zeszłym sezonie był wypożyczony do Sunderlandu. Teraz wrócił i już w pierwszym meczu udowodnił, że menedżer Gary Monk będzie mógł na niego liczyć. Strzelił pierwszego gola w kampanii 2014/2015. Dobrą zmianę dał też Bafetimbi Gomis. Pozyskany z Saint-Etienne snajper pokazał przez nieco ponad kwadrans wszystko to, z czego jest znany - znakomite zastawianie się, ogromną siłę, dobrą grę głową i niezły drybling.

Znakomicie spisał się też nowy nabytek Łabędzi - Jefferson Montero. Ekwadorczyk zastąpił w 67. minucie Nathan Dyera. Czym się wyróżnił? Po pierwsze niesamowitą dynamiką. Po drugie, niezłym dryblingiem i umiejętnością zagrania ostatniego podania, to przecież on zapoczątkował akcję, po której gola strzelił Sigurdsson.

Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Dobry mecz na Old Trafford nie zmienia faktu, że głównym celem Łabędzi na ten sezon pozostaje utrzymanie. Nie da się jednak nie zauważyć, że drużyna Monka jest w stanie grać piłkę na naprawdę wysokim poziomie i może być czarnym koniem ligi. Piłkarsko na pewno ją na to stać.

Arsenal na zaciągniętym ręcznym

Arsene Wenger powiedział ostatnio, że Premier League startuje zbyt wcześnie. Nic więc dziwnego, że jego Arsenal z Crystal Palace zagrał tak, jakby był jeszcze na wakacjach. Mimo tego udało mu się wygrać, w typowo arsenalowym stylu 2:1, strzelając gola w doliczonym czasie gry.

Oczy wszystkich fanów i ekspertów były zwrócone zwłaszcza na Alexisa Sancheza, pozyskanego z Barcelony za 32 mln funtów. Chilijczyk zaprezentował się nieźle, choć momentami grał zbyt samolubnie, tak jakby chciał pokazać każdemu niedowiarkowi, że wcale nie jest gorszy od swoich niedawnych kumpli z Katalonii. Wirtuozerią techniczną zachwycił zwłaszcza, gdy genialnie zgasił na klatce piersiowej dalekie podanie z przeciwległej strony boiska.

Media na Wyspach rozpływały się za to nad Aaronem Ramseyem. Daily Mail napisał, że Walijczyk ma nawyk strzelania goli dokładnie wtedy, gdy drużyna potrzebuje go najbardziej. Co więcej, dziennikarze przewidują, że jeśli utrzyma swoją formę, może poprowadzić Kanonierów do mistrzostwa Anglii. Wniosek całkiem zasadny, zwłaszcza jeśli Arsenal pozyska jeszcze klasowego środkowego obrońcę. Wówczas będzie dysponował kadrą, która będzie zdolna do wielkich rzeczy.

Andrzej Twarowski twierdzi, że czeka nas najlepszy sezon Premier League w historii. Pierwsze mecze nowej kampanii pokazują, że może mieć rację. Z tym większą przyjemnością w każdy weekend każdy będę siadał w fotelu, zapinał pasy i ruszał w przejażdżkę premiershipowym rollercoasterem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz