wtorek, 10 lutego 2015

Wyspecjalizowani, czyli o klubach, które szkolą konkretnie

Są kluby, które słyną ze znakomitej pracy z młodzieżą, co sezon wprowadzając do dorosłego futbolu utalentowanych graczy. Niektóre z nich wyspecjalizowały się w kształtowaniu piłkarzy na określone pozycje i jak nikt inny szkolą znakomitych bramkarzy, napastników, stoperów czy skrzydłowych. Często decyduje o tym przypadek - akurat szczęśliwym zrządzeniem losu do klubu kilka lat z rzędu trafiają chłopcy o wielkim piłkarskim potencjale. Częściej jednak to wynik ciężkiej pracy sztabu specjalistów - trenerów, fachowców od przygotowania fizycznego, psychologów. Ludzi wiedzących, jak z anonimowego Piotra, Juana, Matthiasa czy Jamesa zrobić gwiazdę futbolu.

Jak lewy obrońca, to tylko Nietoperz

19-letni José Luis Gayà to jeden z głównych celów transferowych Realu Madryt w letnim oknie transferowym 2015. W klubie ze stolicy Hiszpanii doszli bowiem do wniosku, że potrzebują nowego lewego obrońcy. Gayà ma umowę z Valencią do 30 czerwca 2018 roku, w której jest zapisana klauzula transferowa w wysokości 18 mln euro. I nikt w klubie z Estadio Mestalla nie puści go za mniej, zwłaszcza że w kolejce już czeka Arsenal Londyn, co jeszcze bardziej podbija cenę zdolnego obrońcy.

Urodzony w Pedreguer nastolatek to wychowanek Valencii. W pierwszej drużynie zadebiutował 30 października 2012 roku w meczu Pucharu Króla z UE Llagosterą (2:0), ale na dobre w zespole Nietoperzy zadomowił się dopiero w tym sezonie. Trener Nuno Espirito Santo odważnie na niego postawił, a w zamian dostał 2 gole, 4 asysty i 14 stworzonych okazji bramkowych w 23 meczach. Pierwszy poważny sezon Gayi w Valencii będzie prawdopodobnie jego ostatnim w tym klubie. Tak samo było z jego poprzednikiem na lewej stronie defensywy zespołu z Mestalla - Juanem Bernatem.



21-latek z Cullery jest również wychowankiem Nietoperzy. W pierwszej drużynie zadebiutował rok wcześniej niż Gayà - 27 sierpnia 2011 roku w meczu ligowych z Racingiem Santander (4:3). W sezonie 2012/13 zagrał kilkanaście spotkań. Jego forma eksplodowała w kolejnym. Wystąpił wówczas w 49 meczach, strzelił 2 gole, zaliczył 4 asysty oraz stworzył kolegom 31 okazji bramkowych. W efekcie latem 2014 roku za 10 mln euro przeniósł się do Bayernu, gdzie gra jeszcze lepiej.

Inne były losy innego maga lewej obrony, który w zawodowym futbolu zaistniał jako gracz Valencii - Jordiego Alby. On w odróżnieniu od swoich młodszych kolegów jest wychowankiem Barcelony. Tam jednak się na nim nie poznali i w 2005 roku pozwolili odejść. Alba zaczął treningi z UE Cornellà, a trzy lata później za 6 tys. euro trafił do Valencii. Po wypożyczeniu do Gimnàsticu Tarragona wrócił na Mestalla i zaczął walkę o miejsce w pierwszej jedenastce. Zadebiutował 13 września 2009 roku w meczu z Realem Valladolid (4:2). W kolejnych dwóch sezonach grał tak dobrze, że zyskał miano najlepszego lewego obrońcy w Hiszpanii i... w czerwcu 2012 roku za 14 mln euro trafił do Barcelony. Blaugrana wydała więc mnóstwo pieniędzy na piłkarza, którego przed laty uznała za źle rokującego.

Valencia w ostatnich czterech latach dała hiszpańskiej piłce trzech znakomitych lewych obrońców. Żaden inny klub na świecie nie szkoli graczy na tej bardzo trudnej pozycji lepiej. Kto będzie następny? Salva Ruiz ponoć jest równie utalentowany jak Juan Bernat czy Jose Gayà.

Święty boczny

Southampton FC szczyci się akademią piłkarską, według wielu najlepszą na Wyspach. Dumny powinien być zwłaszcza ze swoich skrzydłowych, czy szerzej - piłkarzy ustawianych w bocznych sektorach boiska. Gareth Bale, Theo Walcott i Alex Oxlade-Chamberlain to najlepsi z nich. Transfermarkt.de wycenia ich łącznie na 125 mln euro!

Bale trafił do Southampton FC w wieku dziesięciu lat. W pierwszej drużynie Świętych rozegrał jednak tak naprawdę tylko jeden pełny sezon - 2006/2007, by następnie przejść do Tottenhamu. Na White Hart Lane trafiał jeszcze jako lewy obrońca/pomocnik. Kosztował 14,7 mln euro - bardzo dużo jak na wówczas zaledwie 18-latka. Choć jego gwiazda rozbłysła w okresie gry w barwach Kogutów, to właśnie trenerzy w ośrodku Southamptonu, Staplewood, wpoili mu nawyki, którymi zachwycał na Wyspach, a teraz robi to w Hiszpanii. To oni pomogli mu przekształcić jego fizyczne predyspozycje do bycia sportowcem w biegowe zdolności godne zawodowych lekkoatletów. Nauczyli też uderzać z siłą ciosu Władimira Kliczki i wpoili rzecz najważniejszą - świadomość, że najlepsi dochodzą na szczyt tylko dzięki ciężkiej pracy.

Drugi ze złotych Świętych chłopców - Alex Oxlade-Chamberlain - również w pierwszej drużynie z St Mary Stadium zagrał tak naprawdę jeden pełny sezon - 2010/2011, do tego zaledwie w League One. 8 sierpnia 2011 roku podpisał kontrakt z Arsenalem. Kosztował bagatela 13,8 mln euro, choć nie miał jeszcze 18 lat! Dziś, w dużej mierze przez kontuzje, jest wart niewiele więcej, około 17 mln, ale jego czas w końcu nadejdzie. Ma bowiem wszystko, czego potrzeba dobremu skrzydłowemu - znakomity drybling, dynamikę, cechy sprintera i niezłe dośrodkowanie. Do tego jest niezwykle silny.



Theo Walcott, odchodząc z Southampton, był najtańszy z całej trójki. Kanonierzy zapłacili za niego w styczniu 2006 roku tylko 10,6 mln euro. Był też najmłodszy - w dniu podpisania kontraktu nie miał skończonych 17 lat. Znów - tak jak Bale i Oxlade-Chamberlain - odszedł z macierzystego klubu po roku w pierwszej drużynie i rozegranych zaledwie 21 meczach! Walcotta nazywano genialnym dzieckiem brytyjskiego futbolu. Zachwycano się jego szybkością, co później stało się jego zmorą. Rywale, nie mogąc dogonić Walcotta, niemiłosiernie go bowiem faulują, powodując liczne kontuzje. W efekcie, choć skrzydłowy Arsenalu ma dopiero 25 lat, urazów powodujących przerwy w treningach dłuższe niż miesiąc doświadczył aż pięciu. Najgorszy był ten ostatni, zerwanie więzadeł krzyżowych, który wyłączył go z gry na prawie 300 dni!

Luke Shaw ma dopiero 19 lat, a już jest czwartym najdroższym obrońcą w historii piłki. Latem Manchester United przelał na konto Świętych 37,5 mln euro - tylko Thiago Silva, David Luiz i Rio Ferdinand kosztowali więcej. Gracz urodzony w Kingston upon Thames sposobem gry przypomina "wczesnego" Garetha Bale'a, choć dysponuje gorszym strzałem. Niesamowita wydolność pozwala mu biegać z jednego końca boiska na drugi, co powoduje, że jest idealnym kandydatem na wahadłowego obrońcę w systemie 1-3-5-2, klasycznego lewego defensora w taktyce 4-4-2 czy nawet skrzydłowego.

Bale, Oxlade-Chamberlain, Walcott i Shaw są "produktami" ze znakiem jakości Southampton FC. Wszystkich charakteryzują duża szybkość, wydolność i ciągle cenna we współczesnym futbolu umiejętność gry blisko linii. Nic więc dziwnego, że każdy z nich jako nastolatek był bohaterem wielomilionowych transferów.

Szkoła snajperów w Amsterdamie

Akademia Ajaksu ukształtowała wiele późniejszych gwiazd piłki. Szczególnie dobrze idzie jej szkolenie snajperów, o czym w ostatnich miesiącach przekonuje się Arkadiusz Milik.

Zlatan Ibrahimović, Luis Suàrez, Klaas-Jan Huntelaar, a wcześniej Dennis Bergkamp i Patrick Kluivert to najlepsi snajperzy, którzy strzelać uczyli się w Amsterdamie. Za Szweda Juventus zapłacił w 2004 roku Ajaksowi 16 mln euro, Urugwajczyk kosztował w 2010 roku Liverpool FC 26,5 mln, a Holender dwa lata wcześniej trafił do Realu Madryt za 27 mln euro. Bergkamp i Kluivert opuszczali macierzysty klub w czasach, kiedy kwoty transferowe nie były jeszcze aż tak absurdalne jak teraz. Mimo to za tego pierwszego Inter zapłacił w 1993 roku równowartość dzisiejszych 17,5 mln euro. Na drugim Ajax nie zarobił ani złotówki, gdyż Kluivert przeszedł do AC Milan za zasadzie prawa Bosmana.



Wszyscy wymienieni wyżej gracze robią (zrobili) kariery. Po Huntelaarze spodziewano się co prawda nieco więcej, wszak okazało się, że Real to dla niego za wysokie progi, ale w Schalke potwierdza, że na strzelaniu goli zna się jak mało kto. To nieco inny typ snajpera niż Ibra, Suàrez czy Bergkamp. On najlepiej czuje się w polu karnym, czyhając na najdrobniejszy błąd defensywy rywala. Jego koledzy po fachu lubią ciągle być pod grą, zbiegać do linii, wymieniać podania z innymi zawodnikami nawet w okolicach środka boiska. Szwed i Urugwajczyk są w wąskim gronie najlepszych snajperów świata. Bergkamp był nim w końcówce XX i na początku XXI wieku. Huntelaar trochę od nich odstaje, ale i tak 95% klubów na świecie zatrudniłoby go z pocałowaniem ręki.

Ajax to nie tylko topowi snajperzy, to także genialni obrońcy. Christian Chivu przeszedł w 2003 roku do AS Roma za 18 mln euro, Daley Blind latem tego roku trafił do Manchesteru United za 17,5 mln, Jan Vertonghen kosztował Tottenham w 2012 roku 12,5 mln, a Thomas Vermaelen trzy lata wcześniej przeniósł się do Arsenalu za 12 mln euro. W 2008 roku Ajax opuścił John Heitinga, a Atlético uszczupliło swój budżet transferowy o 10 milionów. Wcześniej byli jeszcze bracia de Boerowie, a wkrótce do większych klubów trafią pewnie Nicolai Boilesen, Joël Veltman, Mike van der Hoorn czy Ricardo van Rhijn.

Warszawski mentor bramkarski

Polska szkoła bramkarska - raz mówi się o niej głośniej, raz ciszej. Jedni twierdzą, że coś takiego nie istnieje, inni uważają, że to nasza piłkarska specjalność. Bez względu na to, którą opinię wyznajemy, trzeba przyznać, że spod ręki Krzysztofa Dowhania wyszło kilku pierwszej klasy golkiperów.

Arsenal w 2007 roku zapłacił za Łukasza Fabiańskiego 4,35 mln euro. Wówczas 22-letni bramkarz odchodził do Anglii po rozegraniu w barwach Legii 62 meczów (w 27 z nich zachował czyste konto). W drużynie Kanonierów nie został numerem jeden przez... Wojciecha Szczęsnego. Trudno nazwać syna Macieja "produktem" szkółki klubu z Łazienkowskiej, trenował tam przecież zaledwie rok i do Arsenalu przeniósł się w wieku 16 lat, ale na pewno sporo z tego, co umie dziś, zawdzięcza trenerom młodzieżowych zespołów Legii.



Wielki powrót Artura Boruca do Warszawy się zbliża - tak przynajmniej twierdzą media. Gdy w 2006 roku za 1,5 mln euro odchodził on z Legii do Celticku, nikt nie miał wątpliwości, że na Zachodzie mu się powiedzie. Z różnych powodów jego kariera nie potoczyła się jednak tak, jak przewidywano. Mimo to trzeba przyznać, że wszędzie gdzie był zatrudniony - Fiorentina, Southampton czy teraz Bournemouth - odgrywał ważne, wręcz kluczowe role. Co prawda trochę za krótko, ale to temat na zupełnie inną opowieść.

Ján Mucha przechodził w 2010 roku do Evertonu jako gwiazda Legii i polskiej ekstraklasy. Naiwnie wierzył, że jest w stanie wygryźć z pierwszej jedenastki Tima Howarda. O tym, jak bardzo mu się nie udało, świadczą jego statystyki - w barwach The Toffees Słowak zagrał tylko 10 razy w ciągu trzech lat. Teraz tuła się po Tule.

Szefowie kuchni mają tajemne przepisy na swoje popisowe potrawy. Akademie piłkarskie również takimi dysponują. Jedne restauracje słyną z pysznej lazanii, inne ze znakomitego steku. Z klubami jest podobnie. Są te, które specjalizują się w szkoleniu stoperów, są takie kształtujące znakomitych ofensywnych pomocników czy napastników. Trzeba pamiętać, że nawet dobry kucharz nie zrobi genialnego dania ze słabych produktów. W przypadku lokali gastronomicznych składniki można dokładnie wybrać, z chłopcami trafiającymi do szkółek piłkarskich jest trudniej. Osobowość trenerów, zestaw metod treningowych i selekcyjnych powodują jednak, że np. z Walencji wyjeżdżają świetni lewi obrońcy, z Amsterdamu w świat ruszają genialni snajperzy, a z Warszawy - bramkarze. Tajemnice ich treningowej kuchni niech takowymi pozostaną, dla dobra futbolu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz