niedziela, 17 maja 2015

Tort dla Wiśni, czyli Bournemouth w Premier League

Siedem lat temu byli o krok od bankructwa, noszą dziwny jak na drużynę piłkarską przydomek, mają niezwykle tajemniczego rosyjskiego właściciela i stroje, które nie przez przypadek przypominają trykoty AC Milan. AFC Bournemouth, absolutny beniaminek Premier League.

Artur Boruc niedawno przekazał muzeum Legii medal za wygranie Championship. Dar może stanowić przepustkę do jego powrotu do klubu z Warszawy, ale wcale nie musi. Wiele wskazuje na to, że Boruc w sezonie 2015/2016 znów będzie grał w Premiership. Zespół ze 180-tysięcznego miasta na południu Anglii, słynącego z pięknych plaż i kąpielisk, był dotąd w Polsce całkowicie anonimowy. Wraz z wypożyczeniem polskiego golkipera z Southampton FC to się trochę zmieniło. Za kilka miesięcy zmieni się jeszcze bardziej. Kiedy Wiśnie rozpoczną swoją przygodę z Premiership, usłyszy o nich cały piłkarski świat.

Być jak AC Milan

Oficjalna data założenia klubu nie jest znana. Uznaje się, że nastąpiło to jesienią 1899 roku, kiedy to Boscombe St. John's Institute FC został przekształcony w Boscombe FC. By zwiększyć rozpoznawalność klubu w regionie, w 1923 roku zmieniono nazwę na Bournemouth and Boscombe Athletic Football Club. Obecna, AFC Bournemouth, obowiązuje od 1972 roku. Wówczas powstał też herb, którym klub posługuje się obecnie. Widoczna na nim postać główkującego piłkarza znalazła się tam w hołdzie dla Dickiego Dowsetta, czołowego strzelca drużyny w latach 50. i 60. XX wieku. Przydomek drużyny, Wiśnie, nawiązuje do czerwonych koszulek w czarne pasy, w których zespół gra od 1971 roku. Skojarzenia z trykotami AC Milan nie są przypadkowe. Wzór strojów miał bowiem przypominać te, w jakich występowali Rossoneri.

Sukces rodzi się w bólach

Rok 2008 zaczyna się dla AFCB fatalnie. Rosnące długi sprawiają, że klub trafia pod zarząd komisaryczny, zostaje też ukarany odjęciem 10 punktów i w efekcie spada do League Two. Wyłożone przez prezesa Jeffa Mostyna 750 tysięcy funtów pozwala jednak klubowi uniknąć bankructwa. Kolejny sezon Bournemouth rozpoczyna z 17 ujemnymi punktami. Mimo to unika degradacji, a rok później ponownie melduje się w League One. Kibice świętują sukces na wielkiej ulicznej paradzie, sławiąc piłkarzy i Eddiego Howe'a, najmłodszego menedżera w historii Football League, który obejmując drużynę z Dean Court, miał zaledwie 31 lat.

Na upragniony awans do Championship Wiśnie muszą poczekać do 2013 roku. Wówczas nikt w klubie nie spodziewa się, ba, nikt nawet nie marzy o tym, że drużyna może zagrać w Premier League. W sezonie 2014/2015 strzela jednak 98 goli, wygrywa 26 meczów, 12 remisuje i z 90 punktami na koncie wygrywa rozgrywki, o punkt wyprzedzając Watford. Eddie Howe, który od wspomnianego 2008 roku poza AFCB spędził tylko 10 miesięcy, kiedy to prowadził Burnley, i jego podopieczni triumfują.

Dean Court, stadion AFC Bournemouth.
źródło: wikipedia.org, autor: Matthew Jackson
Klub wchodzi do angielskiej elity w nieporównywalnie lepszej sytuacji finansowej niż ta, w której był siedem lat temu. To zasługa Maksima Demina. Tajemniczy rosyjski biznesmen nie udziela żadnych wywiadów i tak naprawdę niewiele o nim wiadomo poza tym, że dorobił się na handlu paliwami i chemikaliami. W 2011 roku odkupił od Eddiego Mitchella, miejscowego przedsiębiorcy budowlanego, 50% akcji klubu, a dwa lata później pozyskał drugą połowę. Według szacunków brytyjskich mediów w Bournemouth zainwestował już 7 milionów funtów. Jego celem nie jest uczynienie z The Cherries drugiej Chelsea czy Monaco. Klub ma być stabilny finansowo i zarabiać na swoje utrzymanie - tylko tyle i aż tyle. Demin nie oczekuje pucharów i związanego z nimi rozgłosu. Wkrótce może mieć jednak problem z jego uniknięciem. Media z pewnością bowiem zainteresują się właścicielem klubu, będącego jedną z największych sensacji angielskiej piłki od lat.

AntyStoke

Eddie Howe, nazwany przez Gary'ego Linekera angielskim The Special One, preferuje ofensywny styl gry, oparty na utrzymywaniu się przy piłce. Długie podania à la Stoke City za czasów Tony'ego Pulisa nie są mile widziane. Nic więc dziwnego, że jego drużyna strzeliła najwięcej goli (98), stworzyła najwięcej sytuacji bramkowych (593), miała też drugi po Watfordzie wynik w liczbie strzałów (767, 47% celnych). Co ciekawe, jest najlepsza zarówno jeśli chodzi o trafienia z pola karnego (75), jak i spoza szesnastki (23). Domeną Bournemouth są stałe fragmenty gry. W sezonie 2014/2015 team z południa Anglii dzięki nim zdobył 31 goli, czyli aż 32% wszystkich trafień. 7 bramek padło po rzutach wolnych, 11 po karnych, a 13 po rożnych.

Wiśnie dużo strzelają i niewiele tracą (45 goli). Tylko Middlesbrough miało lepszą defensywę. Artur Boruc swoje zrobił. W szesnastu meczach nie dał się zaskoczyć ani razu, choć trzeba przyznać, że defensorzy solidnie mu pomagali. Świadczy o tym chociażby liczba strzałów obronionych przez Polaka - 74 interwencje dają dopiero 21. miejsce w Championship pod tym względem. Zwycięzca tej klasyfikacji, David Button z Brentfordu, zaliczył aż 142 obrony. Gracze Bournemouth na boisku nogi nie odstawiali, ale do brutali nie należeli - sędziowie pokazali im 79 żółtych i 3 czerwone kartki, 10 drużyn zobaczyło ich więcej. Byli też jednymi z najczęściej faulowanych w lidze.

Artur Boruc w jednym z wywiadów powiedział, że nigdy nie grał w zespole bardziej profesjonalnym niż Bournemouth. Tu każdy robi wszystko dla wspólnego celu, jakim są zwycięstwa. Brzmi banalnie, ale jeśli stary wyjadacz, jakim jest polski golkiper, mówi takie rzeczy, to znaczy, że podejście podopiecznych Howe'a do zawodu faktycznie uchodzi za wyjątkowe. Zespół jest wyceniany przez transfermarkt.de na 21,76 mln euro (13. wartość w Championship), a jego średnia wieku to 26,9 lat (17. miejsce). Liczby te plasują go w gronie ligowych przeciętniaków. Wychodzi więc na to, że właśnie wspomniany przez Boruca niezwykły team spirit jest jednym z głównych źródeł tegorocznego sukcesu.

Powyższe statystyki potwierdzają, że Bournemouth jako drużyna prezentuje się znakomicie. A jak to wygląda indywidualnie? Najlepszym strzelcem drużyny był Callum Wilson, który zdobył 20 goli (4. miejsce w klasyfikacji snajperów). Trzecią lokatę wśród najczęściej uderzających na bramkę graczy Championship zajął z kolei pomocnik Matt Ritchie. 25-letni skrzydłowy strzelał 151-razy, w tym aż 100 zza pola karnego, co przełożyło się na 15 goli. Godna podkreślenia jest aż 51-procentowa celność uderzeń. Ritchie to także najlepszy asystent ligi z 17 decydującymi zagraniami na koncie. Pod względem liczby stwarzanych okazji bramkowych (98) i kluczowych podań (81) nie miał sobie w drużynie równych, a w całej Championship niewielu było od niego lepszych.

Boiskowa strategia Bournemouth opiera się na uzyskiwaniu przewagi nad rywalem poprzez długie utrzymywanie się przy piłce (w tym sezonie średnio przez 53% czasy gry). Nic zatem dziwnego, że w dziesiątce najlepiej podających graczy ligi jest aż czterech graczy Wiśni. Pomocnik Harry Arter podawał w tym sezonie ze skutecznością 85%, a jego kolega ze środkowej linii Andrew Surman robił to jeszcze lepiej (86%). Jedynie Kevin McDonald z Wolverhampton wykonał więcej tego typu zagrań niż ten duet. Obrona była silna jako kolektyw, indywidualnie gracze tej formacji nie wyróżniali się jednak na tle zawodników innych drużyn. Wśród dziesięciu najlepszych defensorów Championship według Squawka.com znalazł był tylko stoper Steve Cook.



Wiśnie drugimi Łabędziami?

Po awansie do angielskiej ekstraklasy Bournemouth z pewnością się zmieni. To jak bardzo, zależy od tego, czy uda się zatrzymać najlepszych graczy i pozyskać nowych wartościowych. Ciągle nie wiadomo, czy w następnym sezonie w klubie będzie grał wypożyczony dotąd z Southampton FC Artur Boruc. Polski bramkarz, który od 1 lipca będzie wolnym zawodnikiem, chętnie podpisałby z Wiśniami nowy kontrakt. Władze klubu, choć przyznają, że są z Boruca zadowolone, na razie milczą w jego sprawie.

Niewiadoma jest też przyszłość Kenvyne'a Jonesa, wypożyczonego z Cardiff City. Wydaje się jednak, że szanse na to, by zagrał on w barwach Wiśni w następnym sezonie, są niewielkie. Trzeba wspomnieć, że walijski klub na wypożyczeniu swojego snajpera do AFCB zarobił aż 600 tysięcy funtów, choć piłkarz przebywał na boisku jedynie przez... 73 minuty, strzelając w tym czasie jednego gola.

Pozostali gracze Bournemouth mają kontrakty ważne przynajmniej do końca czerwca 2016 roku. Nie oznacza to oczywiście, że latem tego roku nikt z klubu nie odejdzie. Najwięcej mówi się o Callumie Wilsonie, którym poważnie interesuje kilka drużyn Premiership z Arsenalem Londyn na czele. Także Matt Ritchie może zmienić wkrótce pracodawcę. Hull City już w marcu chciał go mieć u siebie, więc jeśli utrzyma się w PL, z pewnością spróbuje pozyskać go ponownie.

Eddie Howe przyznaje, że nie jest zwolennikiem hurtowych transferów przed sezonem. Celem jest zatrzymanie piłkarzy, którzy wywalczyli awans i uzupełnienie składu kilkoma solidnymi zawodnikami. - Będziemy szukać głównie brytyjskich graczy, co nie wyklucza naszego zainteresowania piłkarzami z zagranicy. Zarzucimy sieci, by znaleźć zawodników, którzy pasują do naszej drużyny - tłumaczył menedżer AFCB w wywiadzie dla Sky Sports. - Nie uważam, że wielkie zmiany kadrowe przeprowadzane przed sezonem są dobrym pomysłem. Oczywiście nie obędzie się bez subtelnych zmian, piłkarze bowiem odchodzą i przychodzą. Trzon drużyny zostanie jednak ten sam - zapewniał.

Kogo może pozyskać Bournemouth? Media łączą z tym klubem m.in. Silvaina Distina, któremu latem kończy się kontrakt z Evertonem i będzie do wzięcia za darmo, Papę Djilobodjiego z FC Nantes oraz Micaha Richardsa z Manchesteru City, który ostatnie pół roku spędził na wypożyczeniu w Fiorentinie. Wzmocnieniem ataku może być Éder. Portugalski snajper w tym sezonie strzelił dla Sportingu Braga 11 goli i znajduje się na celowniku kilku innych klubów Premier League. AFCB będzie musiało więc o niego mocno powalczyć. Demarai Gray, 18-letni skrzydłowy Birmingham i młodzieżowy reprezentant Anglii, to z kolei potencjalne wzmocnienie linii pomocy.

Cel The Cherries na kampanię 2015/2016 jest oczywisty - nie powtórzyć losu beniaminków z tego sezonu, Queens Park Rangers i Burnley, które zaledwie po roku w PL wracają do Championship. Recepty na sukces nie ma. Wydaje się, że konieczna będzie korekta ofensywnej taktyki. Trudno sobie bowiem wyobrazić, by Bournemouth próbowało zdominować takie drużyny jak Manchester City czy Chelsea. Z drugiej jednak strony, czemu nie! Przecież do odważnych świat należy. Swansea zawojowała ligę, grając futbol odważny, radosny, ofensywny, daleki od tego, jaki prezentuje większość ligowych beniaminków na całym świecie. W klubie z Dean Court nastroje są bojowe. Wiśnie wierzą, że mogą być Łabędziami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz