niedziela, 3 lipca 2016

Euroimpresje

15. Mistrzostwa Europy zbliżają się do końca. Czas więc na pierwsze podsumowania, refleksje i wnioski.

Tęsknota za szesnastką

Piłkarsko turniej mnie zawiódł. Dowodów na to, że powiększenie liczby reprezentacji-uczestników do 24 to zła droga, było aż nadto. Niestety, chęć maksymalizacji zysków po raz kolejny wygrała z futbolem. Tak wielu bezbarwnych meczów, bez dogodnych okazji bramkowych, a nawet - o zgrozo - celnych strzałów, nie było na wielkiej piłkarskiej imprezie od dawna. Jeśli Irlandia Północna awansuje do 1/8 finału po tym, jak w spotkaniach z Polską i Niemcami praktycznie nie wychodzi z własnej połowy, to znaczy, że system jest chory albo... futbol się kończy. Jeśli Portugalia nie wygrywa żadnego meczu w regulaminowym czasie gry i mimo to awansuje do półfinału, to parafrazując pewnego kapłana - wiedz, że coś się dzieje.

Wkrótce do 40 ma zostać powiększona liczba uczestników mistrzostw świata, a Euro 2020 będzie rozgrywane w kilkunastu miastach na terenie całego kontynentu - oba pomysły są dla mnie kuriozalne. Pierwszy sprawi, że mundial - do tej pory piłkarsko i tak zwykle słabszy od Euro - stanie się jeszcze mniej atrakcyjny dla kibiców. Drugi spowoduje z kolei, że czempionat Starego Kontynentu straci swój klimat, miejsce "zaczepienia", wyjątkowość i odrębność prestiżowego turnieju, przekształcając się w twór będący mutacją ligowych rozgrywek, tyle że dla reprezentacji. Z jednej strony będzie rozgrywany "wszędzie" i będzie należał "do wszystkich", z drugiej - stanie się bezdomny i nienależący do nikogo.

Biało-Czerwony niedosyt

Polska powinna awansować do półfinału, piłkarsko na to zasłużyła. Nie spodziewałem się, że doczekam czasów, w których będę dumny z tego, jak gra nasza reprezentacja. Z jej akcji złożonych z kilku, kilkunastu podań - np. tej z Portugalią, zakończonej nieprecyzyjnym dograniem Kamila Grosickiego, z taktycznej dojrzałości wszystkich piłkarzy, cwaniactwa Grzegorza Krychowiaka, timingu i przechwytów Michała Pazdana, szalonych dryblingów Grosika, spokoju i opanowania Jakuba Błaszczykowskiego, fantastycznych interwencji Łukasza Fabiańskiego, woli walki o każdą piłkę Roberta Lewandowskiego i emocji, jakie do tej pory fundowali kibicom głównie siatkarze i szczypiorniści.

Oglądając ćwierćfinał Niemcy - Włochy, doszedłem do wniosku, że gdybyśmy którąkolwiek z tych drużyn zastąpili armią Adama Nawałki, nie byłoby większej różnicy w jakości gry. Gdybym do podobnej konstatacji doszedł kilkanaście miesięcy temu, zacząłbym szukać dobrego psychiatry. Dziś jestem kibicem drużyny, która może być jeszcze silniejsza i na mundialu w Rosji zajść co najmniej równie daleko. Bardzo mnie to cieszy i napawa optymizmem.

Polsat - fuszerka za 99 zł

Telewizja należąca do Zygmunta Solorza-Żaka nie dość, że zakodowała połowę meczów Euro, to jeszcze zawiodła nie tylko pod względem technicznym - problemy z IPLĄ i dźwiękiem podczas transmisji w TV - ale też merytorycznym. Obsada studia z Jackiem Gmochem na czele i Jackiem Magierą w roli analizującego mecze specjalisty były niczym głupi żart. Do tego fatalni komentatorzy ze "strzelającym z palcy" pseudoerudytą piłkarskim Tomaszem Hajtą i totalnie niezorientowanym we współczesnym futbolu Jackiem Zioberem dopełniają porażki, jaką dla Polsatu było Euro 2016.

Jedynie ludzie z biura reklamy spisali się na medal. Emisja spotów przed, po i w przerwie meczów do początku ćwierćfinałów przyniosła Polsatowi 47 mln złotych. Przed rozpoczęciem turnieju szacowano, że przez całe mistrzostwa uda się zgarnąć z reklam około 50-55 mln. Choć inwestycje w prawa sportowe rzadko kiedy się bilansują, to Polsat ma szansę, by 35-40 mln euro wydane na zakup praw od UEFA nie tylko się zwróciło, ale też przyniosło zysk. Wspomniane miliony z reklam plus około 40 mln zł od TVP za pakiet 11 meczów Euro i prawie tyle samo z subskrypcji kanałów Polsat Sport 2 i 3, do tego pieniądze od organizatorów stref kibica oraz pubów pokazujących mecze Euro mogą dać w sumie kwotę nawet 130-140 mln złotych!

Niemiecka telewizja publiczna wybrała zupełnie inny model. Wszystkie mecze Euro były dostępne w ZDF i ARD za darmo, wszak to telewizja publiczna. Do tego fantastyczna aplikacja My View, pozwalająca śledzić wydarzenia na boisku z kilkunastu kamer, łącznie z tą umieszczoną przy ławce rezerwowych, dzięki czemu kibic mógł obserwować mecz z perspektywy trenera. To wszystko plus doskonała jakość transmisji i fachowcy za mikrofonem oraz w studiu, Sebastian Kehl i Oliver Kahn, sprawiają, że Polsat wyglądał na tle Niemców jak ubogi, do tego mało rozgarnięty krewny. Stacja ze słońcem w logo odwaliła podczas mistrzostw Europy realizacyjną fuszerkę, której nie byli w stanie uratować Mateusz Borek i Tomasz Włodarczyk.

O tych, którzy się wybili 

15. Mistrzostwa Europy podniosły wartość sportowo-marketingową kilku piłkarzy, choć nie tak wielu, jak można by się spodziewać przed ich startem. Dimitri Payet z gracza drugiego szeregu stał się gwiazdą, która raczej na kolejny sezon w West Hamie nie zostanie. Potencjalny kupiec musi się jednak liczyć z wydatkiem rzędu nawet 50 mln euro! Real Madryt albo Manchester City wydają się być najbardziej zdeterminowani, by pozyskać Francuza.

Renato Sanches kosztował Bayern 35 mln euro plus dodatki, które w sumie mogą podnieść kwotę transferu do bagatela 80 mln euro. 18-latek podczas meczów turnieju we Francji pokazał jednak, że jest wart tych pieniędzy, o czym przekonali się również Biało-Czerwoni. Sanches swój najlepszy występ zaliczył bowiem akurat w ćwierćfinałowym starciu z Polską. Grał tak dojrzale i odpowiedzialnie, jakby miał 30 lat. Tak inteligentnie, precyzyjnie i sprytnie, jakby z niejednego piłkarskiego pieca chleb jadł. Do tego nie odstawał - tak jak nasz Bartosz Kapustka - fizycznie od starszych rywali. Z wychowanka Benfiki będzie piłkarz przez duże P i to szybciej, niż do niedawna ktokolwiek przypuszczał.

Michał Pazdan do rozpoczęcia Euro był obrońcą ligowego formatu. We Francji potwierdził, że rację miał Leo Beenhakker, który już osiem lat temu przewidywał, że Pazdan będzie prezentował international level. Znakomicie czytał grę i przechwytywał groźne podania rywali, był dynamiczny, szybki i zdecydowany, do tego całkiem nieźle wyprowadzał piłkę ze strefy obronnej. Legia tego lata może zarobić na nim nawet 5 mln euro!

Na uznanie zasługuje też postawa Ragnara Sigurdssona, filara defensywy Islandii. Stoper FK Krasnodar był twardy jak skała, dobrze się ustawiał, a do tego potrafił się znaleźć pod bramką rywali. Gdyby 30-letni Islandczyk miał dwa, trzy lata mniej, z pewnością bez problemu znalazłby pracodawcę w klubie z czołówki Premier League. A tak może liczyć na angaż w drużynach pokroju Swansea, Watfordu czy Stoke. Każda z nich, jeśli zdecyduje się na transfer Sigurdssona, będzie miała z niego wielki pożytek za niewielką cenę. Islandczyk nie powinien bowiem kosztować więcej niż 6-8 mln euro.

Na Euro swoją wielką klasę potwierdzili defensorzy: Jerome Boateng, Leonardo Bonucci i Pepe - grali tak samo dobrze jak przez cały sezon, a ten ostatni nawet lepiej. Nie zawiedli też Gareth Bale, Antoine Griezmann, N'Golo Kante, Grzegorz Krychowiak, Gianluigi Buffon, Manuel Neuer, Yann Sommer, Gylfi Sigurdsson, Aaron Ramsey i Luka Modrić. Pozytywnie zaskoczyli Xherdan Shaqiri, Emanuele Giaccherini, Hal Robson-Kanu i Nani.

Konieczna zmiana systemu - koniec z dogrywkami!

Euro 2016 jest argumentem za tym, by zmniejszyć liczbę meczów w sezonie. Gwiazdy futbolu - z wyjątkiem Garetha Bale'a, który z powodu kontuzji w minionym sezonie sporo odpoczywał - w były bowiem tak zmęczone, że grały z zaciągniętym ręcznym hamulcem. Robert Lewandowski, Thomas Müller, Cristiano Ronaldo, Paul Pogba, Kevin de Bruyne na francuskich boiskach nie prezentowali się źle, ale widać było, że musieli walczyć nie tylko z rywalami, ale też z samym sobą.

Rozsądnym wyjściem byłoby ujednolicenie systemów rozgrywek ligowych w Europie. 18 drużyn oraz rezygnacja z mało prestiżowych pucharów ligi itp. powinny dać trochę wytchnienia najbardziej obciążonym piłkarzom. Może dzięki tym niewielkim zmianom kolejne duże imprezy będą pokazem kunsztu futbolowych gwiazd, a nie relacją z walki ze słabościami swojego organizmu.

Ważnym problemem są też dogrywki, które trzeba jak najszybciej zlikwidować. Nie mają bowiem żadnego sensu bytu. Składnych akcji w nich bowiem jak na lekarstwo, a drużyny grają tak, by jakoś doczekać do serii jedenastek, nie narażając się przy tym na zbędny wysiłek. Zmęczenie zawodników jest tak duże, że ledwo chodzą po boisku, o szybkim bieganiu nie mówiąc. Mnożą się błędy, ryzyko kontuzji wzrasta proporcjonalnie do poziomu irytacji kibiców, którzy wcale nie mają ochoty oglądać 30 dodatkowych minut kopaniny na mizernym poziomie. Były koncepcje złotego i srebrnego gola, czas na opcję zero dogrywek!

Turniej, na który czekałem z niecierpliwością i ekscytacją, zapamiętam tylko z jednego powodu - emocji, jakie zafundowali mi i milionom Polaków podopieczni Adama Nawałki. Spodziewałem się, że tym razem z grupy wyjdą, ale nie przewidywałem, że będą w stanie grać na tak wysokim poziomie. Czapki głów, panowie! Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia. Teraz awans do finałów MŚ w Rosji nie będzie sukcesem, ale koniecznością. Zwycięstwa w eliminacjach już nie wystarczą, ważny będzie ich styl. Wymagania fanów bowiem wzrosły, ale jestem spokojny o to, że Robert Lewandowski, Łukasz Piszczek i spółka staną na wysokości zadania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz