niedziela, 24 lipca 2016

Hasi chce, piłkarze nie mogą, czyli o kłopotach Legii na starcie sezonu 2016/2017

Dokąd zmierza Legia?
źródło: wikipedia.org, autor: Sofik
Patrząc na zachowanie Besnika Hasiego podczas meczów Legii, można odnieść wrażenie, że to wyjątkowo nerwowy gość. Cały czas w ruchu, bezustannie gestykulujący, stale mający pretensje do piłkarzy. Notorycznie zły. Czasami mam wrażenie, że za chwilę nie wytrzyma, wbiegnie na boisko i wymierzy kilka ciosów jednemu lub drugiemu piłkarzowi. Albańczyk ma jednak powody, by być sfrustrowanym. Stracił Ondreja Dudę, a wkrótce może nie mieć również Nemanji Nikolicia i Michała Pazdana, wzmocnień na razie nie brak, do tego Guilherme, najlepszy legionista na początku tego sezonu, doznał poważnej kontuzji, wykluczającej go z gry na trzy miesiące. Komfortu pracy byłemu szkoleniowcowi Anderlechtu Bruksela nie poprawia też fakt, że przez Euro 2016 kilku graczy nie przepracowało okresu przygotowawczego tak jak powinno. Krótko mówiąc - różowo nie jest.

Brak chemii

Besnik Hasi miał do Legii mocne wejście. Zbyt mocne. Decyzja o wyznaczeniu treningu w dniu ślubu Jakuba Rzeźniczaka, który miał być wolny od piłkarskich zajęć, i przymus uczestnictwa w nim nawet samego pana młodego były pokazem siły. Pytanie tylko, czemu to przedstawienie miało służyć? Co prawda ostatecznie Albańczyk trochę ustąpił, zwalniając kapitana drużyny z obowiązku stawienia się w klubie, ale na uroczystość w Łodzi pozwolił wysłać jedynie delegację zespołu w składzie: Arkadiusz Malarz, Ariel Borysiuk i Ivica Vrdoljak.

Kluczem do sukcesu każdej drużyny są dobre relacje na linii trener - zawodnicy. Hasi, który słynie z twardej ręki, tak jakby chwilowo o tym zapomniał i na dzień dobry wykazał się zupełnie niepotrzebną nadgorliwością. Akcja ze ślubem Rzeźniczaka nic dobrego mu nie przyniosła, a jej skutki mogą być w dłuższej perspektywie zarówno dla niego, jak i dla drużyny fatalne. W polskiej lidze już nie raz bowiem gracze zwalniali trenera - wie coś o tym np. Dan Petrescu. Besnik Hasi może być następny, chyba że szybko znajdzie sposób na poprawienie swoich relacji z piłkarzami. Inaczej ci nie będą za niego na boisku umierać.

Duże wymagania, małe możliwości

Besnik Hasi nie ukrywa swojej filozofii futbolu. W rozmowie z dziennikarzem portalu Legia.net mówił tak: - Chcę, by Legia dominowała (...). Aby boczni obrońcy grali wysoko i odważnie na połowie przeciwnika (...) Lubię, gdy moje drużyny grają z dużą intensywnością (...) Nie chcę gry długimi piłkami - tylko w wypadku, gdy przeciwnik nas przyciśnie i zdominuje w danym momencie. Chcę budować akcje od środka, przez pomocników, którzy mają przechodzić dalej.

Taki system gry wymaga dobrych technicznie graczy, a takich w Legii po kontuzji Guilherme i odejściu Dudy jest niewielu. Jeśli szefowie klubu nie ściągną szybko jednego, dwóch klasowych zawodników, może się okazać, że wizja futbolu Hasiego rozbije się o mur nieudolności piłkarzy, którzy po prostu nie będą w stanie przeskoczyć swoich ograniczeń i grać tak, jak trener od nich wymaga.

Wierzę, że Albańczykowi się uda i w końcu Legia będzie prezentowała futbol godny najlepszej drużyny w Polsce. Aby osiągnąć ten cel, Hasi musi znaleźć złoty środek między swoim pomysłem na drużynę, a jej faktycznymi możliwościami. Jeśli za wszelką cenę będzie chciał postawić na swoim, najpóźniej w listopadzie straci pracę, a dodatkowo z powodu stresu nabawi się wrzodów żołądka.

Strategia zawieszona

Bogusław Leśnodorski i Dariusz Mioduski nie raz i nie dwa mówili w mediach, że chcieliby budować Legią na wzór FC Basel. Prężna akademia, rozwinięty skauting i kupowanie wyróżniających się ligowców - to miały być trzy główne filary ich strategii. Do początku sezonu 2015/2016 klub faktycznie próbował ją realizować. Gdy jednak strata prowadzonej przez Henninga Berga drużyny do Piasta Gliwice niebezpiecznie rosła, a mistrzostwo Polski na stulecie klubu zaczęło się oddalać, władze postanowiły chwilowo zawiesić obraną wcześniej koncepcję i znaleźć strażaka - od teraz liczył się tylko wynik w postaci upragnionej korony najlepszej drużyny piłkarskiej nad Wisłą. Przyszedł Stanisław Czerczesow, który na dzień dobry oznajmił, że na młodych piłkarzy stawiać nie będzie, bo nie pracuje w przedszkolu. Liczyło się tylko mistrzostwo. Styl był nieważny, dobór graczy i polityka transferowa też. Rosjanin cel zrealizował w stu procentach, ale wówczas pojawił się kolejny problem - co teraz? Skupić się na awansie do Ligi Mistrzów jak najszybciej to tylko możliwe - czytaj zainwestować kilka, kilkanaście milionów euro w lepszych piłkarzy - czy może wrócić do obranej kilka lat temu drogi, opartej na pracy u podstaw. Ostatecznie zdecydowano się na tę drugą opcję, do której Czerczesow zupełnie nie pasował. Musiał więc odejść.

Dziś Legia stoi w rozkroku. Z jednej strony zmaga się z pokusą sięgnięcia po wielkie pieniądze z transferów gwiazd drużyny - Dudy, Nikolicia, Pazdana czy Guilherme. Z drugiej - marzy o awansie do fazy grupowej Ligi Mistrzów, który rozwiązałby wiele jej finansowych kłopotów i zapewnił hegemonię w Polsce na lata, więc nie może sobie pozwolić na hurtową sprzedaż ważnych graczy. Szefowie Legii w tym roku nie ukrywają, że będą kupować zawodników dopiero wtedy, gdy jednego czy dwóch sprzedadzą. Niestety, biznes jest biznes i rachunki muszą się zgadzać.

Transfery, głupcze!

Ondrej Duda kosztował Herthę Berlin 4 mln euro. Pierwsza rata w wysokości 1,5 mln euro wkrótce powinna wpłynąć na konto Legii. Kogo zatem za te pieniądze sprowadzi mistrz Polski? W mediach pojawiają się głównie dwa nazwiska - stopera Macieja Dąbrowskiego z Zagłębia Lubin i ofensywnego pomocnika Vadisa Odjidji-Ofoe z Norwich City. Pierwszy byłby raczej uzupełnieniem składu, chyba że sprawa transferu Michała Pazdana jest bardziej zaawansowana, niż się w klubie mówi. Drugi zaś to wielka niewiadoma.

27-letni Belg dwa lata temu przeszedł z FC Brugge do Norwich za 5 mln euro. Na Wyspach sobie nie poradził i teraz Kanarki szukają mu klubu, w którym mógłby się odbudować, odzyskać utraconą pewność siebie. Na razie nie ma mowy o jego sprzedaży do Legii, ale jedynie wypożyczeniu. Na papierze Odjidja-Ofoe powinien dać stołecznej drużynie więcej możliwości w ofensywie, ale z drugiej strony, czy ktoś taki jest gotów umierać za Legię? Wątpliwe.

Ściąganie "gwiazd po przejściach" z reguły nie jest dobrym pomysłem, choć akurat przykład Danijela Ljuboi temu przeczy. Lepiej byłoby sprowadzić dwóch czy trzech obiecujących graczy ze słabszych klubów z Belgii (znajomości Hasiego będą przydatne), Słowacji czy Czech. Są znacznie tańsi od tych z "nazwiskami", na boisku w odróżnieniu od nich zawsze będą gryźć trawę, byle tylko zostać zauważonym przez silniejsze kluby, a na dodatek za sezon, dwa lub trzy mogą zostać sprzedani z dużym zyskiem. Problem w tym, że Legia potrzebuje wzmocnień dziś. Ryzyko wpadki z Odjidją-Ofoe, zwłaszcza w przypadku wypożyczenia, nie jest więc duże. Leśnodorski i spółka powinni zatem je podjąć.

Legia pod wodzą Hasiego rozegrała pięć oficjalnych meczów, z których wygrała zaledwie jeden - ze Zrinjskim Mostar 2:0. Tylko przez 45 minut spotkania z Jagiellonią można było czerpać przyjemność z oglądania tego, co pokazuje na boisku. Na razie więc mechanizm konstruowany przez Albańczyka nie działa. On sam zapowiada, że wszystko zaskoczy w sierpniu. Oby już na samym początku - trzeciego dnia tego miesiąca Legia gra bowiem rewanżowy mecz z AS Trencin w trzeciej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. To jeden z najważniejszych sprawdzianów mistrza Polski w tym roku. Jeśli go zda i wyeliminuje Słowaków, zapewni sobie przynajmniej udział w fazie grupowej Ligi Europy, co jest celem minimum na ten sezon, a Hasi zyska czas na spokojną budowę drużyny. Porażka będzie zaś miała wiele przykrych konsekwencji, z których zwolnienie Albańczyka to ta najmniej bolesna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz