niedziela, 12 marca 2017

Futbol dwóch prędkości

Bogate kluby dążą do utworzenia superligi, która zwiększy
ich przychody. Wkrótce dopną swego. Wówczas futbol czeka
prawdziwa rewolucja.
źródło: thefootyblog.net
Bogaci są coraz bogatsi, biedni coraz biedniejsi. Rozwarstwienie społeczne rośnie na całym świecie. Unia Europejska w obecnym kształcie wkrótce przejdzie do historii. Zamożne państwa coraz głośniej mówią o stworzeniu superunii, mają bowiem dość subsydiowania biedniejszych krajów i wyciągania ich z budżetowych problemów. Trend ten jest widoczny także w futbolu. Potęgi europejskiej piłki chcą zarabiać jeszcze więcej pieniędzy, stąd nowa formuła Ligi Mistrzów (od sezonu 2018/2019), która jest tylko wstępem do utworzenia elitarnej superligi. Prezydent Francji Francois Hollande w kuluarach niedawnego szczytu UE na Malcie miał utemperować premier Beatę Szydło, która zapowiedziała, że nie podpisze dokumentu z konkluzjami spotkania, mówiąc: "Wy macie zasady, my fundusze". Podobnie myślą szefowie największych klubów Starego Kontynentu i równie arogancko jak francuski polityk szefową polskiego rządu traktują mniej zamożnych partnerów.

Precz z egalitaryzmem

Jeszcze nie tak dawno futbol był sportem, w którym na każdym poziomie rozgrywek obowiązywały takie same zasady. Bez względu na to, czy na boisku spotykały się Huragan Wołomin z Piastem Piastów, czy FC Barcelona z Manchesterem United mecz sędziowało trzech sędziów, którzy nie mieli ze sobą radiowej łączności. Technologia goal-line była nieznana, a o wprowadzeniu możliwości korzystania przez arbitrów z powtórek wideo podczas gry nie było mowy. Sędziowie się mylili, często wypaczali wyniki meczów, kontrowersji i związanych z nimi emocji było co niemiara. Każdy uczestnik piłkarskiego wydarzenia, gdy ochłonął, zgadzał się jednak z tym, że tak to w futbolu po prostu jest - błędy są jego nieodłączną częścią.

Żądza zysku matką zmian

Futbolowy biznes tymczasem rósł coraz szybciej. Z murawy można było zgarnąć naprawdę duże pieniądze. Trzeba jednak było zrobić coś z sędziowskimi pomyłkami, dzięki którym kasa często trafiała nie tam, gdzie powinna. Bogaci zaczęli kombinować, co zrobić, by wpadki arbitrów ograniczyć, a z czasem całkowicie wyeliminować. Na początek sędziowie dostali narzędzia do bezprzewodowej komunikacji podczas meczu. Potem wsparcie w postaci dwóch dodatkowych "fachowców", co okazało się totalną porażką, bo delikwenci stojący tuż za linią końcową boiska i wyposażeni w coś na wzór chorągiewki, ale bez flagi, zamiast pomóc w poprawnej ocenie boiskowych sytuacji, jeszcze ją utrudnili. Liczba błędów sędziowskich wcale się nie zmniejszyła. Najważniejsi ludzie europejskiego futbolu uznali więc, że czas sięgnąć po technologię komputerową. Goal-line działa już m.in. w Premier League, Ligue 1 czy Bundeslidze. Korzystano z niej także podczas Euro 2016 i Mistrzostw Świata w Brazylii. Sprawdziła się, bo nie mogło być inaczej. Ma mnóstwo plusów i tylko jedną wadę, ale za to bardzo poważną - dużo kosztuje. Na zainstalowanie potrzebnej aparatury na stadionie trzeba wydać od 250 do 500 tys. dolarów, do tego dochodzą jeszcze wydatki rzędu 4 tys. na każdy mecz. Na futbol high tech stać więc tylko najbogatszych.

Futbol hi-tech

Lada chwila sędziowie prowadzący mecze w najbardziej prestiżowych rozgrywkach będą mogli korzystać z powtórek wideo, co powinno ograniczyć popełniane przez nich błędy do minimum. Sytuacje takie jak choćby drugi rzut karny dla Barcelony w rewanżowym spotkaniu 1/8 finału Ligi Mistrzów z PSG nie powinny się w "nowym futbolu" zdarzać. Piłka nożna na najwyższym poziomie stanie się więc sprawiedliwsza, trudno z tym polemizować, ale czy przez to nie straci "ludzkiego ducha"? Kolejnym krokiem może być np. wyposażenie piłkarzy w nowoczesne technologie wspierające strzały, podania czy bramkarskie interwencje.

Dwa światy

W sezonie 2014/2015 przychody europejskiego rynku piłkarskiego wyniosły 22 mld euro. To prawie o 2 mld więcej niż rok wcześniej. Rosną wpływy z praw telewizyjnych (o 8% r/r), umów sponsorskich (5%) i sprzedaży biletów (8%), ale także wydatki na płace piłkarzy i trenerów (ok. 10% w pięciu najsilniejszych ligach). Dobrze zarządzane rozgrywki przynoszą coraz większe zyski - to normalne. Najlepsi chcą jednak zarabiać więcej i szybciej. Przy okazji twierdzą, że hamulcowymi ich rozwoju są kluby z "gorszego" piłkarskiego świata. Bogaci nie wiedzą, co to empatia, nie zamierzają też dzielić się biedniejszymi wypracowanymi zyskami, kombinują więc, jakby tu w miarę elegancko wyprosić ich z podwórka.

Liga dla bogatych

"Marca" niedawno przedstawiła na swoich łamach jedną z możliwych koncepcji Superligi, czyli elitarnych rozgrywek dla najbogatszych klubów. Od 2021 roku 16 drużyn z pięciu krajów: Anglii, Niemiec, Włoch, Francji i Hiszpanii, grałoby ze sobą mecz i rewanż - łącznie w sezonie odbywałoby się 30 spotkań. Zespoły, które uczestniczyłyby w tej superlidze, najprawdopodobniej zrezygnowałyby z udziału w ligach krajowych i europejskich pucharach. Na takim rozwiązaniu straciłyby zarówno UEFA i najsilniejsze ligi, jak i słabsze federacje. Właśnie bunt biedniejszych na razie wstrzymuje start superligi. Nie ma się jednak co łudzić, ona prędzej czy później ruszy. - Futbol musi się dopasować do wyzwań niosących przez erę globalizacji. Czasy spoglądania na tradycję i historię już dawno minęły - powiedział Karl-Heinz Rummenigge, prezes rady nadzorczej Bayernu. Szefowie Barcelony, Realu, Juventusu czy Manchesteru City z pewnością się z nim zgadzają.

Futbol dwóch prędkości jest więc kwestią czasu. Bogaci będą grali we własnych superrozgrywkach, znakomicie opakowanych marketingowo i wspieranych przez nowoczesne technologie. Staną się jeszcze zamożniejsi, a los biedniejszych klubów zupełnie przestanie ich obchodzić. Zespoły "gorszego sortu", stworzone głównie z zawodników z danego regionu, często wychowanków, będą rywalizować ze sobą w gorszych rozgrywkach o słabsze pieniądze. Zainteresowanie mediów nimi znacznie spadnie, bo oferowany przez nie produkt nie będzie wystarczająco atrakcyjny. Kluby pozbawione funduszy od stacji telewizyjnych i sponsorów, które skoncentrują się na rywalizacji o kontrakty z najlepszymi, mogą wpaść w poważne problemy finansowe. Niektóre upadną, innym z trudem uda się związać koniec z końcem. Taki futbol będzie może i nudniejszy, mniej efektowny, ale prawdziwszy, bliższy codziennej rzeczywistości większości kibiców - po prostu bardziej ludzki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz