niedziela, 5 marca 2017

Luis Enrique się wypalił. Casting na trenera Barcelony czas zacząć

Praca trenera Barcelony daje satysfakcję, ale jest niezwykle
wyczerpująca. Luis Enrique ma już jej dość i po sezonie
opuści klub z Camp Nou. Kim będzie jego następca?
źródło: wikipedia.org, autor: football.ua
Nie przedłużę kontraktu z Barceloną, potrzebuję odpoczynku - te słowa Luisa Enrique po meczu ze Sportingiem Gijon zelektryzowały cały piłkarski świat i wywołały lawinę spekulacji dotyczących jego następcy. Lista potencjalnych trenerów Barcy powiększa się z każdym dniem. Dziennikarze piłkarscy są zadowoleni, bo mają dobry temat na kolejne tygodnie, kibice Barcy trochę mniej, gdyż zmiana trenera to zawsze wielka niewiadoma i spore ryzyko. Zwłaszcza że z klubu odchodzi fachowiec, który wygrał z Blaugraną Ligę Mistrzów i siedem innych trofeów w trzy lata. Kto zatem byłby najlepszym następcą Enrique?

Scenariusz argentyński

W mediach za faworyta w wyścigu o fotel szkoleniowca Barcy uchodzi Jorge Sampaoli. 56-letni Argentyńczyk od końca czerwca 2016 roku trenuje Sevillę, a wcześniej z sukcesami prowadził reprezentację Chile. Teoretycznie ma wszystkie cechy, by godnie zastąpić Luisa Enrique. Preferuje futbol radosny, energetyczny, oparty na dużej liczbie podań i wysokim pressingu, czyli taki, jaki cenią włodarze klubu z Camp Nou. Do tego jest charyzmatyczny, surowy, dobrze wie, czego chce i jak to osiągnąć. Ta zaleta w barcelońskich realiach może być jednak wadą. Trener Blaugrany musi bowiem wpisywać się w filozofię klubu, to jemu będą dyktować warunki, a nie odwrotnie. Czy człowiek taki jak Sampoli pozwoli sobą sterować? Nie wiadomo też, jak na jego twarde rządy zareagowałyby gwiazdy drużyny z Lionelem Messim na czele. Coraz głośniej mówi się bowiem, że porażka 0:4 z PSG w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów była komunikatem piłkarzy do trenera Enrique, który można streścić w kilku prostych słowach - my już z tobą pracować nie chcemy. To pewnie tylko plotka, ale ponoć w każdej znajduje się ziarenko prawdy...

Wracając do Sampaolego, jego kontrakt z Sevillą kończy się w 2018 roku, ale za odpowiednią opłatą szefowie Sevilli raczej zgodzą się go skrócić o połowę. Wiedzą bowiem, że z niewolnika nie ma pracownika, a poza tym - Barcelonie się przecież nie odmawia. Na razie argentyński trener nie chce rozmawiać na temat ewentualnej pracy w stolicy Katalonii. - Ja w Barcelonie? Na to pytanie nie ma odpowiedzi, gdyż taka sprawa nie istnieje - powiedział dziennikarzowi "Marki" po wygranym 1:0 przez Sevillę meczu z Athletikiem Bilbao. Może i dziś nie istnieje, ale wkrótce z pewnością się to zmieni.

Kandydat idealny

Jakiego trenera szuka Barca? Najlepiej, żeby był jej ekszawodnikiem i dobrze znał klub. Do tego piłkarskim dyplomatą, który będzie w stanie obronić ofensywny styl w świecie, gdzie zaczyna dominować futbol efektywny, wyrachowany spod znaku Antonia Conte. Musi to być też człowiek odważny, będący w stanie rozpocząć misję odmładzania pierwszej jedenastki. Ernesto Valverde, obecny opiekun Athletiku Bilbao, spełnia wszystkie powyższe wymogi.

Jako piłkarz spędził w Barcelonie dwa sezony (1988-1990), będąc częścią drużyny Johanna Cruyffa, która wygrała Puchar Zdobywców Pucharów i Copa del Rey. Świetnie zna więc piłkarskie DNA Blaugrany. Ma też bogate trenerskie doświadczenie w różnych realiach - pracował m.in. w Villarreal, Valencii i Olympiakosie. Zwłaszcza w tym ostatnim klubie uchodzi za boga. Zdobył z nim bowiem trzy tytuły mistrza Grecji. Drużyna pod jego wodzą w każdym meczu dążyła do zdominowania rywala, grała futbol oparty na ataku pozycyjnym, dokładnie taki, jakiego oczekuje się na Camp Nou.

Athletic Bilbao pod wodzą Valverde ograł Barcelonę Luisa Enrique aż 4:0 w Superpucharze Hiszpanii 2015. To właśnie tamten mecz podniósł notowania hiszpańskiego trenera u władz klubu z Katalonii. Od tamtego czasu każdy tekst na temat spekulacji dotyczących nowego trenera Barcy zawiera jego nazwisko. Valverde w odróżnieniu od Sampaolego daje swoim piłkarzom sporo swobody na boisku, nie ogranicza ich za ciasnym taktycznym gorsetem, pozwalając na pokazanie pełni swoich umiejętności. Co więcej, jest trenerem, którego drużyny są skuteczne nie tylko w ataku, ale również w defensywie. Olympiakos i Athletic pod jego wodzą z zespołów tracących wiele bramek stały się ekipami, którym strzelenie gola jest dużą sztuką. Barcelona od lat ma problem z grą defensywną, a Valverde wydaje się człowiekiem, który wie, jak go rozwiązać.

Scenariusz holenderski

Według brytyjskich bukmacherów numerem jeden na liście potencjalnych następców Luisa Enrique w Barcelonie jest... Ronald Koeman. Za każdego postawionego na niego funta można zarobić tylko cztery. Nieco gorsze notowania mają Jürgen Klopp (11/2), Mauricio Pochettino (6/1) i... Josep Guardiola (7/1). Dlaczego Koeman? Po pierwsze to barcelonista - w latach 1989-1995 rozegrał w barwach Blaugrany prawie 200 meczów, w których strzelił 67 goli. Jeśli szefowie klubu będą chcieli kontynuować strategię polegającą na zatrudnianiu trenerów "uczuciowo" związanych z klubem, Holender faktycznie ma spore szanse.

W Anglii Koeman odwala kawał dobrej roboty. Najpierw osiągnął wyniki "ponad stan" z przeciętnym Southamptonem - 7. miejsce w sezonie 2014/2015 i 6. w 2015/2016, a teraz pracuje na chwałę Evertonu. W Hiszpanii jednak pamiętają go głównie jako szkoleniowca Valencii, który co prawda doprowadził ten klub do triumfu w Pucharze Króla, ale kilka dni po tym sukcesie został zwolniony, w lidze bowiem Nietoperze regularnie zawodziły. Problemem jest też styl futbolu preferowany przez Holendra, który może się okazać za mało efektowny jak na barcelońskie realia. Wydaje mi się więc, że bukmacherzy na Wyspach się mylą, stawiając na Koemana. On po prostu do Barcelony nie pasuje!

Scenariusz francuski

Laurent Blanc z PSG zdobył w sumie 11 trofeów, ale nie Puchar Mistrzów i właśnie dlatego stracił pracę w Paryżu. Obecnie jest bezrobotny, ale z pewnością najpóźniej latem znajdzie nową posadę. To bowiem bardzo dobry trener, choć trochę niedoceniany, który na dodatek był piłkarzem Barcelony. Na jego korzyść przemawia też doświadczenie w europejskim futbolu oraz fakt, że był w stanie okiełznać wybujałe ego paryskich gwiazd i stworzyć z nich drużynę, grającą futbol skuteczny, kombinacyjny, oparty na dużej liczbie podań i we Francji nie miała sobie równych. W europejskich pucharach natomiast zabrakło jej zwykłego szczęścia. I właśnie ten towarzyszący Blancowi brak farta może być główną przeszkodą na drodze do objęcia przez niego posady trenera Barcy. Szkoleniowcowi takiego klubu fortuna musi bowiem sprzyjać.

Czarny koń

Eusebio Sacristán, trener rewelacyjnego w tym sezonie La Ligi Realu Sociedad, również jest w gronie kandydatów do przejęcia schedy po Enrique. Co więcej, według nieoficjalnych źródeł ma całkiem duże szanse na tę posadę. Barcelona jest dla niego ważna - w latach 1988-1995 grał w drużynie Johanna Cruyffa. Pracował również na Camp Nou jako szkoleniowiec - najpierw był asystentem pierwszego trenera w latach 2003-2008, a następnie opiekunem Barcy B (2011-2015). Zna więc "barceloński system" od podszewki. Wie, czego w tym klubie oczekuje się od trenera i z pewnością zna sposób, by tym wymaganiom podołać.

Sacristán nie jest trenerskim gwiazdorem, na pewno więc nie będzie ważniejszy od piłkarzy, a to paradoksalnie zaleta w tym klubie. Powinien skutecznie administrować drużyną, zachowując jej unikalny styl. Jeśli szefowie Barcy zdecydują się dalej iść drogą wyznaczoną przez Josepa Guardiolę, a kontynuowaną przez Luisa Enrique, 52-letni szkoleniowiec z La Seki wydaje się idealnym wyborem. On tymczasem kreuje się na człowieka zupełnie niezainteresowanego pracą w Barcelonie. Niedawno przedłużył kontrakt z baskijskim klubem do 2019 roku i jak zapewnia, zamierza go wypełnić. Dziś nie wypada mu jednak mówić nic innego, jest przecież pracownikiem Realu Sociedad. Gdy jednak szefowie Blaugrany złożą mu konkretną ofertę, z pewnością nie odmówi.

Guardiola, Enrique... Xavi, Puyol?

Nowym szkoleniowcem Barcy może zostać trenerski żółtodziób. Stawiając przed laty na Guardiolę, szefowie klubu podjęli duże ryzyko, które się jednak opłaciło. Luis Enrique też wielkiego doświadczenia w zawodzie nie miał, a również dał radę. Czy teraz włodarze pójdą o krok dalej i powierzą stery drużyny komuś, kto nigdy wcześniej trenerem nie był? Wbrew pozorom to nie jest scenariusz filmu science fiction.

Xavi jakiś czas temu w wywiadzie dla "Four Four Two" powiedział, że jego celem jest powrót do Barcelony w roli trenera. Mimo, że wciąż gra zawodowo w piłkę w katarskim Al Sadd, to niewykluczone, że po tym sezonie zakończy zawodniczą karierę i rozpocznie tę trenerską. Jeśli tak nie zrobi, to następny w kolejce jest Carles Puyol, wieloletni kapitan Barcelony, którego już w 2014 roku kibice tego klubu widzieli na stanowisku trenera. 38-latek swego czasu odrzucił propozycję zostania asystentem Roberta Manciniego w Interze Mediolan. Wydaje się więc, że trenerką nie jest mocno zainteresowany - obecnie prowadzi razem z Ivanem de la Peną agencję menedżerską. Jednak gdyby Barca powołałaby go do służby, nie sądzę, by powiedział nie.

Stanowisko trenera Blaugrany wiąże się z wielkim prestiżem, ale i ogromną presją. Drużyna musi wygrywać zawsze i wszędzie, przy okazji grając widowiskowo. Luis Enrique wytrzymał w tych warunkach dwa i pół roku. Osiągnął sukces, ale zapłacił za niego wysoką cenę. Przez te dwadzieścia kilka miesięcy bardzo się bowiem postarzał, nie tylko fizycznie. Duma Katalonii to klub niezwykle wymagający, w którym trener jest mniej ważny niż piłkarze. Tu rządzi... Lionel Messi i to właśnie jego głos może zdecydować o tym, kto zostanie nowym trenerem pierwszego zespołu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz