Kariera za granicą zaczęła się sypać, żaden z zachodnich klubów nie chciał mnie zatrudnić, na grę na zachodzie jestem już za słaby, mam dość grania za granicą, tęsknię za Polską - to kilka z powodów dla których polscy piłkarze pod koniec swojej kariery wracają do ojczyzny. Tego lata takich powrotów było kilka i to całkiem spektakularnych. Wrócili Maciej Żurawski, Artur Wichniarek, Marcin Żewłakow i Arkadiusz Radomski. Cała czwórka grając poza granicami wstydu polskiej piłce raczej nie przyniosła. Wręcz przeciwnie, dała całkiem dobre świadectwo o naszym piłkarstwie. Mimo tego wokół ich powrotów często pojawia się słowo "nieudany", "przegrany". Czemu tak jest?
Polacy wyjeżdżają do zagranicznych klubów - w większości przypadków - ze statusem gwiazdy polskiej ekstraklasy. Po kilku treningach w Niemczech, Francji czy nawet Grecji, okazuje się jednak, że nasze "gwiazdki" w piłkę grać potrafią, ale co najwyżej średnio. Wtedy zaczyna się narzekanie: a że trener Polaków nie lubi, a że się uwziął, a że nie daje pokazać pełni swoich umiejętności, a że faworyzuje swoich pupili, a że drażnią go kolory biały i czerwony. Alibi to całkiem dobre, gdyż nikt tak naprawdę nie jest w stanie tego sprawdzić. Polski piłkarz tuła się więc od Turcji przez Grecję po Cypr, po czym wraca. I to wraca w roli gwiazdy, którą jest wyłącznie na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. W wielkim świecie terminem gwiazda, określa się raczej osobę znaną powszechnie, także za granicą. Gwiazdami są więc Raul, Cristiano Ronaldo czy nawet nasz Jerzy Dudek, ale na pewno nie są nimi ani Marcin Żewłakow, ani Arkadiusz Radomski, ani tym bardziej Tomasz Kupisz, Łukasz Szukała, Grzegorz Bronowicki czy nawet Maciej Żurawski.
Dla futbolistów tych powrót do Polski ma wymiar terapeutyczny. Służy uleczeniu ran po upokorzeniach za granicą. Grając w naszej ekstraklasie, nie ważne bowiem, czy będzie się trafiało w piłkę, czy raczej przewracało na każdej kępie trawy. Estymy gwiazdy się nie straci. Śmieszne to i smutne zarazem...
Hitem ostatnich dni jest plotka o rzekomym przejściu do Ebiego Smolarka do Polonii Warszawa. W tym przypadku o powrocie mowy być nie może, gdyż Ebi nigdy w polskim klubie na chleb nie zarabiał. Teraz niestety nikt poza Polską go nie chce (a nawet jeśli chce to Ebi odstrasza go horrendalnymi żądaniami zarobkowymi). Na szczęście jest ktoś taki jak Janusz Wojciechowski, który najpierw robi, a potem myśli. Ale dzięki niemu Polska piłka jest przynajmniej bardziej kolorowa.
Nie oszukujmy się Smolarek na stare lata zagląda do Polski, bo nikt za granicą już go nie chce, no może kilka klubów by się na niego zdecydowało gdyby nie jego wygórowane wymagania finansowe. Do Polski ściągnąć go mógł tylko taki oszołom jak Wojciechowski, za jego przyczyną będziemy świadkami jednego z największych transferowych kitów tzw. gwiazd, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości.
OdpowiedzUsuń