czwartek, 26 sierpnia 2010

Pieniądze w piłkę nie grają, ale czy na pewno?

Wartość rynkowa 32 drużyn grających w Lidze Mistrzów
w sezonie 2010/11 plus Lech Poznań
(opracowanie własne na podstawie danych transfermarkt.de)
Mówi się, że "pieniądze w piłce nie grają". Fakt, można kupić wielu dobrych i drogich piłkarzy, a ciągle nie mieć drużyny. Jednak gdy patrzy się na wartość rynkową 32 drużyn, które będą w tym sezonie rywalizować w Lidze Mistrzów, widać, że bez pieniędzy ani rusz. Dziwimy się, że mistrza Polski od 14 lat nie ma w tym prestiżowych rozgrywkach. Problem w tym, że wartość naszych ligowych drużyn w porównaniu z najlepszymi na naszym kontynencie jest jak różnica w cenach taniego wina owocowego marki Mamrot i Chateau Petrus. Każdy kto próbował obu różnicę poczuje jeszcze przed wypiciem...

Drużyna Lecha Poznań, według portalu transfermarkt.de, warta jest 22,5 mln euro. Wśród 32 ekip, jakie zakwalifikowały się do Champions League, jedynie dwie wyceniane są niżej. To słowacka MSK Żilina warta 3,7 mln euro i izraelski Hapoel Tel Awiw wart 15,43 mln euro. Co ciekawe na drodze Lecha do Ligi Mistrzów stawały drużyny teoretycznie niżej wyceniane. Wartość rynkowa piłkarzy Intera Baku to około 5,025 mln euro, a Sparty Praga - 20,45 mln euro. Żeby było jeszcze ciekawiej, Sparta w IV rundzie eliminacji LM nie dała rady jeszcze "tańszej" Żylinie. Lechici więc nie mogą powiedzieć, bo rywale byli bogatsi, czyli w domyśle silniejsi. Gdyby tak faktycznie było Auxerre wyceniane na 63,8 mln euro nie miałoby prawa wyeliminować wartego 151,45 mln euro Zenita Sankt Petersburg, Partizan Belgrad wart 26,9 mln, Anderlechtu Bruksela, którego wartość to 81,8 mln euro. Wielkich szans w starciu z Sevillą (203,65 mln euro) nie powinien mieć też SC Braga, posiadający piłkarzy wartych nieco ponad 51 mln euro. Pieniądze faktycznie więc nie grają...

...trzeba mieć po prostu dobrą drużynę. O tym, jakie umiejętności posiada zawodnik, często informuje nas cena, jaką trzeba za niego zapłacić. Im więc piłkarze tańsi, tym słabsi. Jednak co zrobić gdy nie ma się kasy na poważne zakupy? Rozwiązaniem jest dobrze rozwinięta siatka skautingu, która z pewnością kosztuje mniej, a "dostarcza" dobrych zawodników, za relatywnie małe pieniądze. Co więcej, można ich potem sprzedać, i to z wielkim zyskiem (patrz PSV Eindhoven, Ajax Amsterdam czy FC Porto).

O tym, jaka przepaść dzieli nas od dolnych rejonów średniej klasy europejskich klubów, niech świadczy różnica wartości. Gracze CFR Cluj wyceniani są na prawie 33 mln euro, FC Kopenhaga na 35,3, FC Basel na niecałe 39 mln, SC Braga na 51,2, a Bursasporu na nieco ponad 51 mln euro. Co ciekawe, najdrożsi piłkarze tych drużyn wcale nie są o wiele drożsi od naszych. Youssuf Kone z CFR Cluj wyceniany jest na 2,5 mln euro, William Kvist na 3 mln, Xerdan Shakiri na 5 mln, Meyong Ze na 5,3 mln, a Volkan Sen na 5,5 mln euro. Dla porównania gwiazda Lecha Poznań, Semir Stilić wart jest 2,6 mln euro, co czyni go droższym jedynie od najdroższego w CFR Cluj. Problem nie leży jednak w cenie pojedynczego piłkarza. Ważne by mieć w drużynie kilku klasowych, a co za tym idzie droższych graczy. Nasze drużyny, jak na razie stać jedynie na co najwyżej dwóch, trzech bardziej wartościowych zawodników. Dlatego też zawodnicy Lecha są o prawie 11 mln euro tańsi od graczy z Cluju! Nie ma się więc co dziwić, że od dobrych kilkudziesięciu lat w Europie już nie brylujemy.

Zupełnie pozbawione sensu jest ściąganie przez polskie kluby marnej jakości kopaczy z Bułgarii, Litwy, Słowacji, Czech czy odpadów z Holandii lub Hiszpanii. Lepiej zainwestować w skauting i za jakiś czas cieszyć się z solidnej drużyny, a następnie z pokaźnych wpływów na konto. W tym właśnie kierunku wydaje się iść Wisła Kraków. Wicemistrzowie Polski zatrudniając Stana Valckxa w roli dyrektora sportowego i Roberta Maaskanta, jako trenera, mają nadzieję już za kilka lat być takim polskim PSV. Zanim jednak to nastąpi, nasze drużyny muszą w końcu stanąć na wysokości zadania i w ułatwionych przez Michela Platiniego (jakby specjalnie dla naszych ekip)eliminacjach do Ligi Mistrzów w końcu pokonać swoich przeciwników. Jak pokazały dwa ostatnie sezony, nie są oni bowiem ani piłkarsko, ani tym bardziej finansowo mocniejsi od naszych najlepszych drużyn. Jak to się jednak dzieje, że ciągle nas ogrywają? To już jednak zupełnie inna historia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz