- Witaj Europo - wykrzyknął po końcowym gwizdku sędziego Mateusz Borek, komentujący mecz Lech - Dnipro dla telewizji Polsat. Następnie mocno rozemocjonowany, prawie przez łzy dodał: - To wielki sukces Lecha.
Faktycznie jest się z czego cieszyć. "Kolejorz" zagra bowiem w fazie grupowej Ligi Europy z takimi tuzami jak Manchester City czy Juventus Turyn. Szans na awans do kolejnej rundy nie ma jednak żadnych. Nie miałby ich także wtedy, gdyby grał ze słabszymi np: CSKA Moskwa, Palermo czy Bayerem Leverkusen. Słabszych od Lecha w fazie grupowej po prostu już nie ma! Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Gdy dobry los przydzielił Lechitom głównych faworytów tych rozgrywek, automatycznie zyskali oni świetne alibi na wypadek wpadek. Już słyszę te tłumaczenia po klęskach 0:5 ze "Starą Damą" czy 0:6 z "The Citizens". Że rywal z najwyższej półki, że byli poza naszym zasięgiem, że musimy wyciągnąć wnioski i że to świetna nauczka na przyszłość. Kto jak kto, ale nasi piłkarze są mistrzami w wymyślaniu usprawiedliwień własnych porażek.
Dlaczego tak czarno widzę szanse Lecha w fazie grupowej LE? Ano dlatego, że "Kolejorz" miał w IV rundzie eliminacyjnej rywala chyba najłatwiejszego z możliwych. Dnipro to drużyna równie słaba, a nawet słabsza od wielu naszych ligowców. Na miejscu Ukraińców wstydziłbym się ekipy, która nie dała rady zespołowi nie potrafiącemu konstruować akcji ofensywnych, o strzelaniu goli już nie mówiąc. W dwóch meczach z Dnipro, podopieczni trenera Jacka Zielińskiego oddali na bramkę pięć strzałów i to wszystkie w meczu wyjazdowym! Na Bułgarskiej na bramkę rywala nie uderzyli bowiem ani razu!!! Chyba nie ma w europejskich pucharach drugiej takiej drużyny, która w meczu nie oddałaby nawet jednego strzału!
Najdziwniejsze jest to, że Lechici dużo gorzej grają przed własną publicznością. Publicznością, która w odróżnieniu od ich samych należy do europejskiej czołówki. Aż ciarki przechodzą na myśl o meczu z Juve czy Manchesterem City, kiedy to na Bułgarskiej zjawi się komplet 45 tysięcy widzów. Już nie będzie smutnych i pustych trybun, tak jak to było w starciach z Interem Baku, Spartą Praga czy Dnipro. Do pierwszego meczu u siebie z Salzburgiem 30 września, zostaną w końcu oddane do użytku dwie największe trybuny i co równie ważne zostanie zamontowana nowa murawa. Skończy się więc granie na kartoflisku. Boję się tylko, że 45 tysięcy gardeł jeszcze bardziej sparaliżuje graczy Lecha, którzy przegrają z kretesem nawet z Austriakami.
Lech ma nieco ponad dwa tygodnie na metamorfozę. Ma kilkanaście dni na operację, która przywróci im dawną sprawność, którą przecież jeszcze nie tak dawno imponowali. Być może lekarstwem na problemy będzie Artjoms Rudnevs, który w fazie grupowej już zagra. Pomóc może też Jan Schlaudraff, niemiecki ofensywny pomocnik, ostatnio reprezentujący barwy Hanoweru 96, a teraz przymierzany do Lecha. "Kolejorz" faktycznie nie ma nic do stracenia. Jeśli się nie zbłaźni i nie dostanie po sześć, siedem do zera od Juve czy Manchesteru City, to będzie dobrze. W Polsce wszyscy zgodnie uznają, że przecież wygrać nie miał szans, ale za to walczył i odpadł z honorem. Ucieszy się też z pewnością Mateusz Borek, który będzie mógł łamiącym się głosem stwierdzić tym razem: - Żegnaj Europo.
Najbardziej mnie śmieszą głosy jarających się piłkarzy z jakim to genialnym Juventusem zagrają, a przecież obecny Juventus nic w Europie nie znaczy, nawet w Serie A nikt już przed piłkarzami z Turynu nie pęka, bo i przed kim? No ale te nic nie znaczący w Europie Juventus, do którego idealnie pasuje określenie Staram Dama, a właściwie to stara dupa teraz i tak zleje tak beznadziejną drużynę, jak Lech Poznań, bo byle jaki klub zleje Kolejorza. Dnipro nie potrafiło, więc możemy się pocieszać, że są jeszcze słabsi od nas. Ciekawe czym będziemy się pocieszać po zakończeniu fazy grupowej Ligi Europejskiej?
OdpowiedzUsuń