niedziela, 24 lipca 2011

Nadchodzi era Romy i Liverpoolu

Kibice w stolicy Włoch i mieście Beatlesów już nie mogą doczekać się początku sezonu 2011/12. Perspektywy przed ich ukochanymi drużynami są bowiem niezwykle obiecujące. Szefowie Romy i Liverpoolu postanowili przywrócić tym klubom reputację, jaką jeszcze kilka lat temu cieszyły się w Europie. By zrealizować swoje cele, wybrali jednak zupełnie inne metody.

Nowy właściciel Romy Thomas R. DiBenedetto, który w kwietniu tego roku przejął większościowe udziały klubu od rodziny Sensich, postanowił stworzyć w Rzymie drużynę z hiszpańską duszą. Zatrudnił więc w roli szkoleniowca dotychczasowego trenera zespołu rezerw Barcelony, a dawniej wielkiego piłkarza, Luisa Enrique. Hiszpan, przez niektórych nazywany drugim Josepem Guardiolą, od razu przystąpił do budowania drużyny według własnej wizji. Do zespołu dołączyli obiecujący lewy obrońca ze Sportingu Gijon Jose Angel, wschodząca gwiazda argentyńskiej piłki, zaledwie dziewiętnastoletni Eric Lamela z River Plate, pozostający w ostatnich latach w cieniu gwiazd Barcelony Bojan Krkić, młody prawy obrońca z Nantes, Loic Nego, (którego ponoć chciała sama Barcelona) oraz doświadczony defensor Olympique Marsylia Gabriel Heinze. W najbliższych dniach szósty zespół poprzedniego sezonu Serie A powinien wzmocnić też Maarten Stekelenburg z Ajaksu Amsterdam. Z klubu odeszli zaś m.in. John Arne Riise do Fulham, Doni do Liverpoolu i Philippe Mexes do Milanu. Zwłaszcza strata tego ostatniego może pokrzyżować Luisowi Enrique plany budowy w Rzymie silnej drużyny. Tym jednak w klubie ze stolicy Włoch się nie martwią i szukają jego godnego następcy.

Nowi szefowie postanowili połączyć hiszpańskie wzorce z modelem budowania drużyny w stylu Arsenalu, czyli kupowania głównie młodych, obiecujących, ale niedoświadczonych piłkarzy. Tego, jak młoda ekipa Enrique zaprezentuje się w nadchodzącym sezonie, nie wie nikt. W "Wiecznym Mieście" są jednak pewni, że rozpoczynające się w sierpniu rozgrywki będą dla drużny ze Stadio Olimpico niezwykle udane.

Podczas gdy Roma kupowała głównie obcokrajowców, budując drużynę na bazie latynosów, w Liverpoolu wybrali inną drogę. Po fiasku planu z Royem Hodgsonem w roli głównej postanowiono skończyć z "zagranicznym" Liverpoolem. Sięgnięto więc po Kenny'ego Dalglisha, ikonę klubu z Anfield, który dla "The Reds" grał przez 13 lat, strzelając 118 goli w 355 meczach. Człowiek, który LFC kocha równie mocno jak swoją żonę i czwórkę dzieci, postanowił stworzyć zespół, w którym rządzić będą brytyjscy piłkarze, wspierani przez utalentowanych stranieri z charakterem. W poprzednim sezonie kupiono więc za wielkie pieniądze Andy'ego Carrolla z Newcastle, Luisa Suareza z Ajaksu Amsterdam i Raula Meirelesa z FC Porto. Do pierwszego składu dołączono też wychowanków z Johnem Flanaganem na czele. W letnim oknie transferowym również nie żałowano pieniędzy. Zamiast gwiazd światowego formatu, ściągnięto jednak zadziornych brytyjczyków: Charliego Adama z Blackpool, Jordana Hendersona z Sunderlandu oraz Stewarta Downinga z Aston Villi. Jedynie transfer Brazylijczyka Doniego nie pasuje do tej koncepcji i jest dla mnie totalnie niezrozumiały.

"Nowy" Liverpool stał się więc prawdziwie brytyjską drużyną, pełną "chłopaków z charakterem", którzy za klub z Anfield dadzą się pokroić. Już dawno w składzie "The Reds" nie było tylu graczy urodzonych na Wyspach Brytyjskich. Pozostaje mieć nadzieję, że misja Dalglisha się powiedzie i Liverpool w końcu sięgnie po mistrzostwo. Z takim zespołem jest to jak najbardziej realne.

Dwa kluby z dwóch różnych lig, dwóch różnych światów, z dwoma różnymi wizjami budowania potęgi - łączy je jedno (oprócz bramkarza Doniego oczywiście;), a mianowicie to, że ich szefowie, w przeciwieństwie do wielu innych, rządzących wielkimi dawniej klubami, mają pomysł, jak wrócić na szczyt. Recepty na sukces dotąd nikt nie wymyślił, jednak lekarze wypisujący je w Rzymie i Liverpoolu wydają się być pewni, że ich lekarstwa zadziałają. Czy tak faktycznie będzie, czas pokaże.

1 komentarz:

  1. O Liverpool, że wróci do Wielkiej Czwórki jestem raczej spokojny (choć, jeśli MC przez najbliższe dwa-trzy lata nie spuści z tonu, trzeba chyba będzie przekuć tę nazwę na Wielką Piątkę :)

    Gorzej z Romą, niekoniecznie okazać się musi, że Enrique będzie Guardiolą bis i już od startu będzie kolekcjonował w Rzymie trofea. Poza tym Roma będzie miała w Serie A niesłychanie wyrównaną konkurencję - wzmocnił się podrażniony Juventus, swoją wielkość będzie chciał udowodnić Inter, broni nie składa obrońca scudetto Milan, no i jeszcze to nieobliczalne Napoli ... Jakkolwiek będzie, sezon we Włoszech zapowiada się najciekawiej od wielu, wielu sezonów.

    OdpowiedzUsuń