niedziela, 25 września 2011

Z motyką na słońce, czyli o nieudanej misji Gasperiniego w Mediolanie

Gian Piero Gasperini jest jak na razie największym przegranym początku sezonu 2011/12 w Europie. Gdy 24 czerwca złożył podpis na kontrakcie z Interem Mediolan, sądził, że złapał Pana Boga za nogi. Wierzył, że praca w klubie ze stolicy światowej mody sprawi, że jego nazwisko szybko dołączy do galerii szkoleniowych sław "Neraazzurrich". Niestety, piękny sen skromnego chłopaka z Grugliasco pod Turynem szybko się skończył.

W oficjalnych meczach Inter pod jego wodzą nie wygrał ani razu. Przegrał z Milanem w Superpucharze Włoch, nie sprostał Palermo w meczu inaugurującym nowy sezon Serie A, dał się nawet pokonać Trabzonsporowi w pierwszym spotkaniu fazy grupowej Ligi Mistrzów. Potem był bezbramkowy remis z bezbarwną Romą i kompromitująca porażka 1:3 ze słabiutką Novarą. Po tym mecz prezydent Interu Massimo Moratti powiedział: dość! Kilka dni później Gasperiniego w Interze już nie było, a jego miejsce zajął Claudio Ranieri, trener, który z wielkiej włoskiej czwórki (Inter, Milan, Juventus, Roma) nie prowadził jeszcze tylko Milanu!

Gasperini, zgadzając się w czerwcu przejąć drużynę Interu po Leonardo, dostał jasne zadanie - odzyskać stracony na rzecz Milanu tytuł mistrza Włoch. Do pracy przystąpił z wielkim zapałem, jednak bardzo szybko okazało się, że metody treningowe, które sprawdzały się wcześniej w Genoi, nijak nie pasują do mediolańskich realiów. Wesley Sneijder, Lucio i spółka nie potrafili przestawić się na granie systemem 3-4-3. Nie mogli zrozumieć, o co Gasperiniemu chodzi. A że gwiazdorzy z reguły bywają leniwi, nie zamierzali więc się spinać i pomagać niedoświadczonemu w pracy w wielkich klubach trenerowi. Swoją grą pokazali, że nie chcą z nim pracować.

Patrząc na Gasperiniego podczas meczów Interu, odnosiłem wrażenie, sam zadaje sobie pytanie: co ja tu robię?. Miał minę człowieka, który jest zaskoczony tym, co widzi na boisku. Wyglądał na totalnie zagubionego i niepanującego nad drużyną. Sprawiał wrażenie kogoś, kogo powierzone mu zadanie wyraźnie przerosło.

53-letni trener przychodząc do Interu, porwał się bowiem z motyką na słońce. I najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że tak naprawdę, to on nawet tej motyki nie miał! Dotychczas jego największymi sukcesami trenerskimi były awans z Genoą do Serie A i piąte miejsce z tym klubem w lidze. Czy człowiek z takim CV miał szansę osiągnąć sukces w Mediolanie? Szanse miał, ale niestety nie okazał się drugim Massimiliano Allegrim i bardzo szybko je pogrzebał. Teraz pewnie znajdzie zatrudnienie w jakimś słabszym klubie Serie A. A za kilka lat, jeśli dalej będzie odnosił pomniejsze sukcesiki z drużynami pokroju Cagliari czy Sieny, znów spróbuje wspiąć się na szczyt. Może wtedy uda mu się dojść wyżej. Pierwsza próba jego zdobycia skończyła się bowiem bolesnym upadkiem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz