W walce o fotel prezesa PZPN liczą się podobno tylko dwaj kandydaci: Zbigniew Boniek i Roman Kosecki. Nikt nie daje żadnych szans człowiekowi, który związek zna od podszewki. Temu, który ze związkiem się kojarzy, a do niedawna był jego twarzą. Brzydką co prawda, ale jednak. Jaki bowiem związek, taka twarz. Zdzisław Kręcina, bo o nim mowa, może się okazać czarnym koniem wyścigu o przejęcie schedy po Grzegorzu Lacie.
Urodził 28 kwietnia 1954 roku w Żywcu. Choć trudno w to uwierzyć, jest najlepiej wykształcony z pięciu kandydatów ubiegających się o stanowisko prezesa PZPN. Ukończył Akademię Wychowania Fizycznego w Katowicach, a następnie obronił doktorat na AWF w Krakowie. Jest również dyplomowanym menedżerem FIFA ds. organizacji meczów piłkarskich. W swoim CV ma także... pracę w australijskim browarze.
Zasady obowiązujące w związku zna lepiej niż dekalog. Pracę w nim rozpoczął w 1983 roku, czyli 29 lat temu!!! Od 1999 do 2011 roku był sekretarzem generalnym PZPN. Zna większość działaczy, a ci znają jego. Z zebraniem 15 podpisów wymaganych do startu w wyborach nie miał problemu. W odróżnieniu od Grzegorza Laty. Nieoficjalnie mówi się, że Kręcina podebrał elektorat obecnemu prezesowi.
Pan Zdzisław to podobno szalenie sympatyczny człowiek, taki brat łata. Misiowaty, wyjątkowo spokojny, typ gawędziarza lubiącego wypić. Ta ostatnia cecha stanowi jego wielki atut. Choć podobnie jak pozostali czterej kandydaci nie przedstawił żadnego programu wyborczego, wiadomo, że gwarantuje zachowanie status quo. A większości tzw. baronów, czyli prezesów regionalnych związków, o to właśnie chodzi. Dla nich jakiekolwiek zmiany to koniec świata. Zrobią więc wszystko, by do żadnych nie dopuścić.
Nikt nie spodziewał się, że Kręcina może wystartować w wyborach. Ciążą na nim przecież zarzuty o niegospodarność w czasach, gdy był sekretarzem związku. Grozi mu pięć lat więzienia. Ktoś inny na jego miejscu schowałby się gdzieś w głuszy i nie irytował kibiców piłkarskich swoją osobą. Nic z tego. Kręcina, jeden z bohaterów tzw. afery taśmowej, nie wie, co to zły PR i fatalny medialny wizerunek. Gdyby wiedział, to by nie kandydował.
Czy ma szanse zostać nowym prezesem? Jeśli brać pod uwagę racjonalne przesłanki - nie. Medialnie jest skompromitowany, z prokuratorskimi zarzutami, ośmieszony przez taśmy dotyczące korupcji, kojarzący się z PZPN-owskim betonem, wbijający sobie samobóje przez pijackie ekscesy. W PZPN słowa racjonalność jednak nie znają. Cztery lata temu miał wygrać Boniek, a triumfował Lato. Teraz znów wszystko wskazuje na to, że zwycięży "Zibi". Nie zdziwię się jednak, jeśli 26 października delegaci wybiorą inaczej i po erze Laty nastąpi epoka Kręciny. Dla polskiej piłki byłby to dramat. Ale czy w PZPN ktoś krajowym futbolem w ogóle się przejmuje?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz