Tomasz Lis we wstępniaku do "Newsweeka" z 8 października napisał, że polscy politycy są udawani. Premier udaje, że rządzi, opozycja, że chce zdobyć władzę, a wszyscy posłowie, że ciężko pracują. Wydaje mi się, iż opis ten idealnie pasuje także do członków Polskiego Związku Piłki Nożnej i dużej liczby polskich piłkarzy. Ci pierwsi udają (i to marnie, gorzej niż politycy), że łączy ich piłka, a dobro polskiego futbolu leży im na sercu. Ci drudzy, że trenują. Udają nawet zaangażowanie oraz zmartwienia po porażkach. Wszystkie grupy nie udają tylko jednego - że zarabiają.
Lis twierdzi, że takie zachowanie polityków to w dużej mierze wina wyborców, którzy nie oczekują od nich prawie niczego. Oni zresztą umiejętnie te oczekiwania obniżają. Tak samo jest z panami działaczami i piłkarzami. Polski kibic kiwa z uznaniem głową, słuchając kandydata na prezesa PZPN, który mówi, że wprowadzi w związku normalne zasady. Skacze pod sufit swojego mieszkania i drze się wniebogłosy ze szczęścia, gdy jego Lech, Legia, Wisła, Śląsk pokona kogokolwiek w europejskich pucharach. Gdy reprezentacja wygra z kimkolwiek, naród również się weseli. Nawet jeśli w pokonanym polu biało-czerwoni pozostawią Mołdawię. Oczekiwania wobec "naszych" drużyn są bowiem tak niskie, że każdy przebłysk lepszej gry jest nagradzany nieproporcjonalnie do osiągniętego celu.
Smutne to niestety. Może jedynym sposobem na poprawę sytuacji jest zwiększenie oczekiwań? Jeśli kibice będą gwizdać, gdy ich drużyna gra żenująco słabo, albo gremialnie opuszczać stadion, kiedy piłkarze ewidentnie lekceważą swoje obowiązki, to może panowie gracze pójdą po rozum do głowy. Zrozumieją, że olewając fanów, kręcą na siebie bicz. Ci przez nich lekceważeni nie będą bowiem kupować biletów, by ich oglądać. W efekcie klub mniej zarobi, a co za tym idzie - mniej zarobią piłkarze. Może to na nich zadziała. Kasa będzie wtedy, gdy na stadionie będzie odpowiednia frekwencja. Ludzie przyjdą wtedy, gdy poziom gry na murawie, będzie ich zadowalał. Na słaby film nikt przecież nie chodzi, na słaby mecz - a i owszem.
Najgorsze jest to, że jeśli doszłoby do takiego bojkotu, znów najbardziej poszkodowani mogą być kibice, którzy będą musieli poddać się futbolowemu postowi. Może jednak warto się przegłodzić, by za jakiś czas zasiąść do prawdziwej (nie udawanej) piłkarskiej uczty przygotowanej przez rodzimych kucharzy na solidnym poziomie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz