Dwa lata temu grali archaiczny, typowo brytyjski futbol, jak przystało na najstarszy klub w Premier League. Wraz ze zmianą menedżera nadeszły dla nich lepsze czasy. Właśnie wydali na transfer 12 mln funtów - najwięcej w historii i zapowiadają walkę o czołową szóstkę. Ale czy może być inaczej, jeśli w kadrze ma się pięciu zwycięzców Ligi Mistrzów? Stoke City z brzydkiego kaczątka Premiership ma szansę wkrótce przeistoczyć się w urodziwego łabędzia.
Prawie jak Czerwone Diabły i Chelsea
Fani The Potters zakup Xherdana Shaqiriego przyjęli z wielkim entuzjazmem, jako zapowiedź wejścia ich ukochanego klubu na wyższy poziom. Szwajcar jest już piątym graczem w kadrze zespołu z Britannia Stadium, który posiada w swoim dorobku zwycięstwo w Lidze Mistrzów - nikt w Premier League nie ma ich w składzie więcej, a Chelsea Londyn
i Manchester United - tyle samo! Shaqiri dostąpił tego zaszczytu w barwach Bayernu Monachium, Marc Muniesa, Ibrahim Afellay i Bojan Krkić jako gracze Barcelony, a Marco Arnautović, będąc zawodnikiem Interu Mediolan
Mimo to portal transfermarkt.de szacuje wartość pierwszej drużyny na "jedynie" 116,25 mln euro, aż dwanaście ekip Premiership jest wycenianych wyżej. Mówi się, że pieniądze nie grają, często jednak rynkowa wartość zespołu przekłada się na miejsce w tabeli - im wyższa, tym lepsza lokata. Dziewiątą pozycję Stoke w dwóch poprzednich sezonach można więc uznać za wynik ponad stan.
Ostał się ino Shawcross
To, jak zmienił się zespół ze Stoke-on-Trent, dobrze pokazuje zestawienie jedenastek z 2008 i 2015 roku. Siedem lat temu, gdy drużyna awansowała do Premier League, jej najsilniejsze zestawienie wyglądało tak: Sorensen - Griffin, Shawcross, Cort, Wilkinson - Olofinjana, Whelan, Delap - Sidibe, Kitson, Cresswell. Piłkarze w zdecydowanej większości znani tylko najbardziej zagorzałym fanom angielskiej piłki. Dziś The Potters to już: Butland - Pieters, Shawcross, Muniesa, Johnson - Adam, van Ginkel - Shaqiri, Krkić, Afellay - Diouf. Jak widać, ze starej ekipy został tylko kapitan Ryan Shawcross.
Stoke nie tylko zmieniło skład, ale przede wszystkim sposób gry. Osiem,
a nawet jeszcze dwa lata temu, za całkiem dobrych czasów Tony'ego Pulisa jako menedżera, zespół stosował stereotypową angielską taktykę kopnij
i biegnij. Dominowały długie piłki, a podań po ziemi było jak na lekarstwo. The Potters kojarzyli się głównie z... długimi wyrzutami z autu Rory'ego Delapa. Dziś to już zupełnie inna bajka. Mark Hughes udowodnił swoim podopiecznym, że jednak mogą grać inaczej. Styl drużyny zmienił się szybko, a za nim przyszły lepsze
wyniki - w zeszłym sezonie The Potters zdobyli 54 punkty, najwięcej w
swojej historii w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Już nie drwale, ale nadal wyciąć potrafią
W ubiegłej kampanii drużyna utrzymywała się przy piłce średnio przez 50% czasu gry (dziewiąte miejsce w Premier League), a bywały mecze,
w których zdecydowanie dominowała nad przeciwnikiem. Dla porównania
w kampanii 2012/2013 czerwono-biali byli przy piłce przez 46% czasu gry, co stanowiło drugi najgorszy wynik w lidze! Stworzyli też 282 okazje bramkowe - tylko Sunderland był słabszy. W rozgrywkach 2014/2015 ich wynik to już 359 szans i dziesiąta lokata pod tym względem. Jedyne co się nie zmieniło, to liczba fauli i otrzymywanych przez graczy z Britannia Stadium kartek. Trzy sezony temu faulowali 484-krotnie, za co zostali ukarani przez sędziów 85 razy (81 żółtych i 4 czerwone). W ubiegłym przekraczali przepisy dokładnie tak samo często (tylko Sunderland faulował więcej) i obejrzeli 84 kartki, ale - i to już duży postęp - tylko jedną czerwoną.
Stoke zmienił filozofię atakowania, lecz w defensywie zachował dyscyplinę. Garncarze w zeszłym sezonie stracili 45 goli, tylko pięć drużyn dało się zaskoczyć rzadziej. Mimo to szefowie Stoke postanowili jeszcze uszczelnić zasieki i pozyskali Glena Johnsona z Liverpoolu oraz Philipa Wollscheida
z Bayeru Leverkusen. Dużym
wzmocnieniem powinien być też środkowy pomocnik Marco van Ginkel, występujący ostatnio w
AC Milan. Po sprzedaży Asmira Begovicia do Chelsea, pierwszym bramkarzem
będzie teraz 22-letni Jack Butland. Stuart Pearce przepowiada mu wielką karierę. - To będzie znakomity gracz. Dzięki niemu zespół nie powinien odczuć straty Begovicia - mówił w rozmowie ze Sky Sport były gwiazdor Nottingham Forest.
Szeroki wachlarz wariantów
W ataku Garncarze też prezentowali się nieźle, zdobywając 48 bramek, ale jeśli myśli się o czymś więcej niż bezpieczna lokata w środku tabeli, powinno być lepiej. Dlatego też latem szefowie klubu ze środkowo-zachodniej Anglii zdecydowali się wzmocnić przednie formacje.
Z Hannoveru 96 ściągnięto napastnika Joselu, z Barcelony - Ibrahima Afellaya i 19-letniego Mohę, a z Interu wspomnianego Shaqiriego. Szwajcar może grać zarówno na obu bokach pomocy, jako typowa dziesiątka, a także
w ataku, co daje Hughesowi duże pole manewru i wiele opcji ustawień
w ofensywie.
Stoke ma w tym sezonie nie tylko silną pierwszą jedenastkę, ale też ławkę rezerwowych pełną solidnych, znanych nazwisk - Stephen Ireland, Steve Sidwell, Peter Odemwingie, Marco Arnautović czy Peter Crouch to tylko kilka z nich. Ten ostatni strzelił najwięcej goli głową w historii Premier League - 47. Tym bardziej dziwi, że The Potters w ubiegłym sezonie ze stałych fragmentów gry zdobyli zaledwie 9 bramek, podczas gdy we wspomnianej kampanii 2012/2013 robili to dwukrotnie więcej. To, paradoksalnie, również symptom zmian, jakie mają miejsce w Stoke. Barcelona także nie strzela wielu goli z różnego rodzaju rzutów. Porównanie oczywiście na wyrost, choć jeśli ma się w kadrze czterech byłych graczy Blaugrany... Mimo wszystko stałe fragmenty to element, nad którym piłkarze Hughesa muszą intensywnie pracować. Chodzi tu także o te defensywne.
W zakończonym w maju sezonie stracili bowiem w ten sposób aż 19 goli.
Nadchodzi czas Garncarzy
Dlaczego Stoke ma dużą szansę w tej kampanii wskoczyć do pierwszej ósemki Premier League? Oto pięć powodów.
- Brak uzależnienia od jednego snajpera. W zeszłym sezonie najwięcej goli strzelił Mame Biram Diouf - 11, ale Jonathan Walters i Peter Crouch nie byli wiele gorsi - obaj trafili do siatki rywali po 8 razy. Teraz doszedł jeszcze Joselu - 8 goli w poprzedniej kampanii Bundesligi. Mark Hughes może więc rotować składem formacji ataku bez straty jakości. Co ciekawe, Stoke zdobyło 16 goli w ostatnim kwadransie przed przerwą, co daje aż 33% całej zdobyczy bramkowej! Tylko dwie ekipy trafiały do siatki w tym okresie częściej. Pytanie czy w rozpoczętych 8 sierpnia rozgrywkach też będzie obowiązywał czas Garncarzy?
- Zdyscyplinowana defensywa. Stoke traci mało goli i jeśli gracze formacji defensywnej nie zanotują regresu formy, nie powinno się to zmienić. Jedyne, co trzeba poprawić, to obrona przy stałych fragmentach gry. Co ważne, za rządów Hughesa piłkarze z Britannia Stadium nauczyli się też trzymać nerwy na wodzy. W ostatnich rozgrywkach tylko jeden gracz Stoke otrzymał czerwoną kartkę.
- Solidne wzmocnienia. Shaqiri, van Ginkel, Afellay czy Johnson to gracze
o uznanej marce. Każdy z nich będzie chciał też koniecznie udowodnić swoim poprzednim pracodawcom, że za wcześnie ich skreślili. Podwójnie zmotywowani, powinni więc grać jeszcze lepiej.
- Najgłośniejsi kibice w lidze. Piłkarze, którzy grali na Britannia Stadium, potwierdzają, że fani Stoke potrafią stworzyć wyjątkową atmosferę, dużo gorętszą niż na o wiele większych obiektach Manchesteru United, Arsenalu czy Chelsea. Mimo tego, The Potters w ubiegłym sezonie przegrali u siebie 6 meczów - w tym 4 z drużynami z drugiej połowy tabeli. Nowi piłkarze
z doświadczeniem w silnych ligach powinni łatwiej znosić presję kibiców,
a co za tym idzie - pomóc drużynie rzadziej przegrywać u siebie.
- Zbilansowany, szeroki skład oraz atmosfera w klubie i wokół niego. Wszyscy w Stoke są przekonani, że drużynę czeka wyjątkowy sezon, zakończony zajęciem miejsca premiowanego grą w Lidze Europy. Optymizm jest widoczny wszędzie. Do tego atmosferę podgrzewają media, widząc
w The Potters czarnego konia rozgrywek. Równie dobrze wszystko to może jednak obrócić się przeciw drużynie. Presja zjadła bowiem już dużo bardziej doświadczone ekipy niż Stoke. Z drugiej strony, nikt przecież nie oczekuje od ekipy Hughesa walki o mistrzostwo. Oni po prostu mają grać lepiej niż ostatnio. Tylko tyle i aż tyle.
Stoke City w teorii ma wszystko, by zanotować znakomity sezon - najsilniejszy zespół w swojej historii, wiernych i wyjątkowo głośnych kibiców, dobrego trenera i rozsądnych właścicieli, którzy nie skąpią na transfery. Lecz w piłce nożnej nie istnieją gotowe recepty na sukces, o czym niedawno przekonało się dobitnie Queens Park Rangers, wiedzą też coś o tym
w Liverpoolu. W klubie z Londynu popełniono jednak zbyt dużo błędów, których Stoke na razie unika. The Potters w poprzednim sezonie na dobre pozbyli się łatki drwali i teraz nikt w Premier League nie waży się z nich kpić. Media widzą w zespole Hughesa czarnego konia rozgrywek, jeszcze bardziej pompując Stoke'owy balonik. Każdy w klubie z Britannia Stadium musi więc zrobić wszystko, by nie dopuścić do jego pęknięcia.
Świetny tekst, który zwraca uwagę na trochę ignorowany przez wielu kibiców klub z Anglii. Stoke z taką polityką transferową i kadrą na pewno może być spokojne o ligowy byt. Wielkich sukcesów jednak drużynie nie wróżę, może ewentualnie przy dobrych wiatrach awansu do Ligi Europy. Bojan, Muniesa, Glen Johnson czy Shaqiri to na pewno nie są jakieś ogórki, ale też zawodnicy chimeryczni, którym zdarzają się często gorsze dni. A bez regularności w Premier League trudno marzyć o czołowych lokatach, co potwierdzają przykłady Evertonu i Tottenhamu.
OdpowiedzUsuńFakt, regularność to klucz do sukcesu, ale bardziej chodziło mi o pokazanie drogi, jaką przeszło Stoke od Pulisa do Hughesa. Teraz grają zupełnie inaczej, choć czasem stare nawyki się im włączają. Wczoraj np. pokazali charakter w meczu z Tottenhamem, doprowadzając do remisu, mimo że przegrywali 0:2. Jeśli są w stanie wywieźć punkt z White Hart Lane, to są w stanie spokojnie zająć miejsce wyższe niż 9. - to tej pory ich szczyt.
OdpowiedzUsuń