poniedziałek, 14 czerwca 2010

Słabo, słabiej, fatalnie

Początek mundialu w RPA strasznie mnie rozczarował. Oczekiwałem ofensywnej gry, dużej liczby bramek i emocji godnych Mistrzostw Świata, a o otrzymałem nudne jak flaki z olejem spotkania, pełne kuriozalnych błędów piłkarzy, którzy w większości wyglądają w tak, jakby niedawno skończyli maraton. Są zmęczeni wyczerpującym sezonem, słabo przygotowani, nie zdążyli się jeszcze zaaklimatyzować, a może przeszkadzają im wszechobecne wuwuzele? Sam staram się sobie wyjaśnić, co jest przyczyną tak słabej postawy Anglii, która w meczu z USA, oprócz pierwszych 10 minut, zagrała bardzo słabo, żeby nie powiedzieć beznadziejnie? Dlaczego znani z ultraofensywnej gry Holendrzy przeciwko Danii grali tak zachowawczo i co najważniejsze w jednakowym tempie (dopiero po wejściu Eljero Elii atak "Oranje" zaczął być aktywniejszy)?

Gdyby wszystkie drużyny grały podobnie słabo, można by się zastanawiać, co jest nie tak z powietrzem w RPA. Na szczęście nie wszyscy zawodzą. Niemcy w meczu z Australią pokazali futbol radosny, pełen młodzieńczej werwy i świeżości. Łukasz Podolski i Mirosław Klose, którzy w sezonie 2009/10 strzelili łącznie 8 (słownie: osiem) goli, nagle znów błyszczą, zupełnie jak na mundialu w Niemczech, czy na EURO 2008. Niemcy krytykując Joachima Loewa wychodzą na zupełnych ignorantów w kwestii futbolu. Trener ten w niebywały sposób potrafi bowiem stworzyć silną drużynę z zupełnie przeciętnych piłkarzy. Widocznie niemiecka megalomania daje tu o sobie znać. Nasi zachodni sąsiedzi ciągle uważają, że mają najlepszych na świecie zawodników. Tak naprawdę jednak posiadają tylko przeciętnych (no może Mesut Oezil trochę się ponad tę przeciętność wybija).

O zawodzie nie może być mowy również w przypadku Argentyny. Gdyby podopieczni Diego Maradony w meczu z Nigerią wykorzystali choć połowę swoich okazji, wynik oscylowałby w okolicach 4:0, 5:0. Leo Messi, który ma prawo być zmęczony morderczym sezonem w Barcelonie, zdołał jednak pokazać, dlaczego jest uznawany za najlepszego piłkarza globu. W grze "Albicelestes" widać rękę "boskiego" Diego. Jest polot, fantazja, improwizacja, spryt, a także boiskowe cwaniactwo. Jeśli tylko Carlos Bilardo zdoła przekonać Maradonę, że mistrzostwa wygrywa się również taktyką, Argentyna po 24 latach może odzyskać tytuł najlepszej drużyny świata.

Głęboko wierzę, że druga kolejka meczów fazy grupowej będzie już o wiele ciekawsza. Tam bowiem skończyć powinna się już zimna kalkulacja. Liczyć się będą tylko strzelone gole i zdobyte punkty. Oby tak było, bo inaczej mundial ten zostanie szybko zapomniany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz