W środę nasza fantastyczna, cudowna, rewelacyjna i ogólnie niezwyciężona reprezentacja pod przewodnictwem wielkiego wodza, zaprawionego w bojach na ziemiach niemieckich (głównie przy układaniu kafelków) oraz polskich, stoczy bój z kadrą Kamerunu dowodzoną przez Thomasa N'Kono, niegdyś znanego szamana. Dotychczas nasze orły próbowały zadziobać "nieposkromione lwy" dwukrotnie. Jednak zarówno w 1982 w La Corunii, jak i 2001 w Poznaniu nie zadały im żadnych strat, dwukrotnie bezbramkowo remisując. Szansa na poprawę statystyk i humorów po 0:6 z Hiszpanią już za nieco ponad 48 godzin w Szczecinie.
Spójrzmy zatem na skład naszych bohaterów narodowych, diamentów piłkarstwa większych niż te wykopywane codziennie w RPA, talentów wręcz księżycowych. W bramce jak zwykle pupilek Smudy, Łukasz Fabiański, który słynie z tego, że przy każdym dośrodkowaniu z rzutu rożnego się przewraca oraz Przemysław Tytoń, podobno gwiazda holenderskiej Eredivisie (ale chyba głównie dlatego, że Holendrzy przetłumaczyli sobie jego nazwisko, które w ich języku brzmi dziwnie swojsko: TABAK). Tak na poważnie to powołanie Tytonia jest jak najbardziej uzasadnione, gdyż trzeba sprawdzić co bramkarz Rody Kerkrade tak naprawdę umie. Co do obecności w kadrze Fabiańskiego, to lepiej się nie wypowiadać.
W defensywie rażą dwa nazwiska: Sadlok i Tosik. Obaj podobno utalentowani. Obaj podobno mają stanowić o sile naszej kadry w niedalekiej przyszłości. Obaj jednak mają już ponad 20 lat (kolejno 21 i 23) więc czas najwyższy przestać się jedynie dobrze zapowiadać. Cieszy z kolei obecność Artura Jędrzejczyka, który strzelił ostatnio hattricka Arsenalowi Londyn... i po wypożyczeniu do Korony prezentuje się wyjątkowo dobrze.
Powołując pomocników selekcjoner Smuda poszedł na łatwiznę. Nie chciało mu się chyba przeglądać dvd z meczami naszej ligi więc sięgnął po "sprawdzonych" Sławomira Peszkę i Macieja Rybusa. Co do Lechity, to jak gra wszyscy w widzieli w bojach "Kolejorza" z Interem Baku i Spartą Praga. Kiedyś podobno umiał dryblować. Teraz zaś nawet biegać szybko nie potrafi, ale jak wiadomo to wina... murawy w Poznaniu. Jeśli chodzi o legionistę to sprawa jest prosta. Najpierw musi sobie zapewnić pierwszy skład w Legii, a dopiero potem pukać do bram reprezentacji.
Największy dramat jest jednak z napastnikami. Trener Smuda chyba sobie zażartował powołując Daniela Gołębiewskiego z Polonii Warszawa, który przez trzy lata gry w tym klubie strzelił zaledwie 7 goli, a w ten weekend popisał się jednym udanym dryblingiem. Jak widać, ktoś kto umie kiwnąć rywala od razu ma miejsce w kadrze. Kilku z moich kolegów robi to znacznie lepiej niż Gołębiewski, więc i oni z pewnością niedługo dostaną powołania, choć w żadnym klubie nie grają. Obecność w kadrze Rafała Boguskiego i Pawła Brożka jest kolejnym dowcipem selekcjonera, ale Franz zawsze był znany z poczucia humoru. Na szczęście Smuda powołał też Roberta Lewandowskiego. W nim cała nadzieja naszego piłkarstwa.
Kadra na Kamerun jest więc mocno naciągana. Trener mówi, że będzie testował nowych, a ciągle powołuje tych samych i to bez różnicy, czy są w dobrej czy beznadziejnej formie. Martwi brak takich graczy, jak chociażby znienawidzony przez Smudę, Artur Boruc, zbyt krnąbrny Radosław Majewski czy Mariusz Lewandowski - czyli nasza rodzima wersja Gennaro Gattuso. Szkoda, że trener nie chciał sprawdzić Tomaszów: Cywki z Derby County (świetny mecz z Leeds na inaugurację Championship) oraz Kupisza, nowej gwiazdy Jagiellonii Białystok. Może wypadałoby też bliżej przyjrzeć się młodziutkiemu Arielowi Borysiukowi z Legii, który przy Ivicy Vrdoljaku nabrał pewności siebie oraz co podkreśla trener Maciej Skorża, stał się naprawdę solidnym defensywnym pomocnikiem i to w wieku zaledwie 19 lat. Smuda wydaje się mieć jednak inną wizję reprezentacji. O ile tę wizję w ogóle ma...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz