czwartek, 5 sierpnia 2010

Oszuści, złodzieje, frajerzy piłkarzami się nazywający

Miałem nie pisać o występach polskich drużyn w pucharach. Chciałem być łaskawy - przecież nie kopie się leżącego. Nie zamierzałem zaśmiecać mojego bloga opisami poczynań Lecha czy Wisły. Nie planowałem pastwić się nad nieudolnością naszych kopaczy. Nie miałem też zamiaru wcielać się w rolę rozczarowanego i oszukanego kibica, który patrzy, jak zawodnicy, którym kibicuje, jawnie go oszukują. Nie było moim celem wyśmiewanie prezesów, nie potrafiących w porę dopiąć odpowiednich transferów, ani trenerów tłumaczących słabą postawę swoich podopiecznych tym, że szczyt formy przygotowywali na kolejną rundę. Nie zamierzałem drwić z polskich stacji telewizyjnych i ich komentatorów, momentami gadających totalne głupoty.

Chciałem tę degrengoladę polskiej piłki po prostu przemilczeć. Chciałem nie przyznawać się, że ci panowie kopiący piłkę reprezentują mój kraj, są jego piłkarską wizytówką. W naszej - za przeproszeniem ekstraklasie - zajęli przecież czołowe miejsca. Chciałem w czasie ich meczu przeczytać książkę, obejrzeć film czy zwyczajnie pójść spać. A gdy jednak przegrałem ze sobą i zasiadłem przed telewizorem, zamierzałem być wyrozumiały, zamierzałem szukać pozytywów, dobrych stron, udanych zagrań. Byłem gotów zwyzywać arbitrów sędziujących wyraźnie na korzyść rywali, ale ci akurat swoją pracę wykonywali solidnie...

Niestety po pierwszych 45 minutach starcia Wisły Kraków z azerskim Karabachem Agdam coś we mnie pękło. Miarka się przebrała. Cierpliwość się skończyła. Polscy kopacze jeszcze nigdy nie zadrwili ze swoich fanów tak, jak zrobili to Wiślacy. Ja, na codzień kibic Legii, a w pucharach, wszystkich polskich drużyn, poczułem się zdradzony, oszukany, ośmieszony. Mam ochotę rozwalić klawiaturę, rozbić monitor, czy wyrzucić z siebie mnóstwo przekleństw. Ale to i tak nic nie zmieni, bo kiedy ja będę wkurzony, oni spokojnie zejdą do szatni i odetchną z ulgą, gdyż nie będą już musieli męczyć się w meczach pucharowych. Pozostanie im tylko podreptać w meczach naszej, za przeproszeniem ekstraklasie i kaska spłynie na konto. Ale oni wstydu przecież nie mają, nie wiedzą co to znaczy zawieść oczekiwania, ośmieszyć, zniszczyć nadzieje. Oni mają to głęboko w dupie...

4 komentarze:

  1. A Kasperczak mówi takie coś: "Moi zawodnicy rzeczywiście chcieli wygrać, niestety im to nie wyszło." Nie denerwuj się Tomek, nie ma sensu. Ja co roku myślę, że gorzej być już nie może, a jednak okazuje się, że może. I teraz się zastanawiam, czy to już jest na pewno dno, czy jeszcze nie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio IFFHS przedstawiła swój ranking lig piłkarskich z całego świata i ekstraklasa znalazła się w nim na 67. miejscu. Wyprzedziły ją podobno m.in. ligi Botswany oraz Algierii. Jak to czytałem, to wydawało mi się, że statystyki kłamią. Lech i Wisła otworzyły mi oczy i udowodniły, że jesteśmy poniżej poziomu Azerbejdżanu.

    Grzegorz Lato powinien zostać na kolejną kadencję.

    TB

    OdpowiedzUsuń
  3. IFFHS to nie statystycy, tylko jacyś ignoranci futbolu. Wyliczają złe wagi i przez to drużyny latynoskie są stawiane wyżej od takich klubów jak Juventus, Milan itd.

    To jednak nie zmienia faktu, że polska piłka to żal. Dobrze, że jej nie oglądam, ufff...

    Autorze notki, nie masz racji. Mistrzów Polski jeszcze czeka parę meczów w europejskich pucharach, więc nie mogli w szatni odetchnąć. Teraz powalczą w LE.

    OdpowiedzUsuń
  4. W tym wypadku chodziło o Wiślaków, którzy swój udział w pucharach już na szczęście skończyli. A co Lecha, to zobaczymy czy zagrają kilka meczów w LE, na pewno dwa.

    OdpowiedzUsuń