środa, 29 września 2010

Fabiański jednak nie taki "Flappyhandski"

Każdy piłkarz dobrze wie, że "łaska dziennikarzy na pstrym koniu jeździ". Właśnie przekonał się o tym Łukasz Fabiański. Były bramkarz Legii rozegrał wczoraj bardzo dobry mecz w Lidze Mistrzów, walnie przyczyniając się do zwycięstwa Arsenalu nad Partizanem Belgrad 3:1. Fabiański obronił rzut karny, wykonywany w końcówce przez Brazylijczyka Cleo. W innych sytuacjach również pokazał duże umiejętności, broniąc m.in. potężne uderzenie Saszy Ilicia. Pokonać dał się tylko z jedenastki podyktowanej w 33. minucie za zagranie ręką Denilsona.

Sky Sports ocenił występ Fabiańskiego na 8,5, czyli najwyżej w zespole. Media na wyspach rozpływały się wręcz nad jego genialną grą, jakby zapominając, że jeszcze kilka dni temu drwiły z niego po wpadce w meczu Pucharu Ligi z Tottenhamem. Od dziś Fabiański nie jest już dla nich "Flappyhandski". Z dnia na dzień stał się, "solidnym" zmiennikiem Manuela Almunii, z wielkimi szansami na miejsce w bramce "Kanonierów"!

Fabiańskiemu nie układa się w Londynie jak na razie zbyt dobrze. Przez trzy lata gry w Arsenalu w pierwszym składzie wystąpił jedynie 13-krotnie. Ostatnio jednak szło mu jeszcze gorzej. Kiedy tylko pojawiał się w bramce, zawalał gola za golem. Dla kibiców i dziennikarzy w Arsenalu był już skończony. Na szczęście ciągle wierzył i nadal wierzy w niego Arsene Wenger. On wie, że Fabiański to dobry bramkarz. Problem w tym, że niezbyt wierzący w swoje umiejętności. Po występie w Belgradzie jego samoocena powinna wzrosnąć. W najbliższy weekend Arsenal czeka z kolei pojedynek derbowy z Chelsea. Mało prawdopodobne jest, by Manuel Almunia zdążył wyleczyć się na ten mecz. Dla "Fabiana" pojawia się więc doskonała okazja do udowodnienia wszystkim, że za wcześnie go skreślili. Czy mu się uda, czy może znów zawali bramkę po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, co ostatnio stało się jego specjalnością?

Wracając do ocen dziennikarzy i ich stosunku do Fabiańskiego należy zaznaczyć, że angielskie pismaki, jak rzadko które w Europie, jednego dnia potrafią danego piłkarza wychwalać pod niebiosa, by następnego go zgnoić. Dla nich zawodnik jest tak dobry, jak jego ostatni mecz. Fabiański musi o tym pamiętać i nie łamać się po słabszych występach. O tym, że bronić potrafi ma przekonać najpierw Wengera, a dopiero później kibiców i dziennikarzy. Jak na razie nie przekonuje ani jednego, ani tym bardziej tych drugich. Ma jednak szczęście, gdyż francuski trener to człowiek wielkiej wiary. Gdyby Arsenal trenował kto inny, Fabiańskiego już dawno w drużynie by nie było...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz