niedziela, 19 sierpnia 2012

Diabelski transfer zniszczy Arsenal?

Sir Alex Ferguson po zakontraktowaniu Robina van Persiego z dumą stwierdził, że ma w drużynie najlepszą czwórkę atakujących na świecie. Może określenie najlepszy nie jest do końca adekwatne, ale trzeba przyznać, że siła rażenia "Czerwonych Diabłów" po transferze Holendra jest imponująca. Świadczą o tym chociażby statystyki z ubiegłego sezonu. Van Persie, Wayne Rooney, Danny Welbeck i  Javier Hernandez strzelili w łącznie 95 goli (licząc wszystkie rozgrywki klubowe)!

Tak skutecznych napastników zazdrości Fergusonowi wielu trenerów. Jednocześnie mu jednak współczuje. Szkot musi bowiem tak rotować składem, by każdy z wymienionej czwórki czuł się dowartościowany, czytaj: grał jak najwięcej. Nie jest możliwe, by w każdym spotkaniu wystawiać ich razem. Na pewno Welbeck i Hernandez będą grali mniej niż Van Persie i Rooney. Dwaj pierwsi, choć świetni, to jednak nie dorównują jeszcze klasą kolegom. Poza tym są bardzo młodzi, zdążą więc jeszcze się nagrać. Mimo wszystko sztuką będzie pogodzić ambicje całej czwórki. Ferguson nie raz już jednak udowadniał, że potrafi okiełznać nawet najbardziej diabelskie temperamenty. W końcu jest trenerem "Czerwonych Diabłów". Szkot musi też pamiętać, że w kadrze nadal są Dimitar Berbatow i Federico Macheda. Obaj raczej długo w Manchesterze nie zostaną, choć kto wie. Przecież o odejściu Bułgara mówi się już od kilku sezonów, a on wciąż daje się poniewierać Fergusonowi, cierpliwie znosząc kolejne upokorzenia.

Kupując Van Persiego z Arsenalu, Ferguson poważnie osłabił jednego z konkurentów do mistrzostwa Anglii. Pozbawił go kapitana i zarazem najlepszego strzelca. To tak, jakby zdrowemu człowiekowi wyciąć nerkę. Z jedną da się żyć, ale jest to o wiele trudniejsze niż z dwoma. Choć czy Arsenal z ostatnich sezonów można porównać do zdrowego człowieka?

Kanonierzy od paru dobrych lat bardziej przypominają dręczoną chorobą osobę, której nie stać na profesjonalne leczenie. Ostatni raz Arsenal zdobył trofeum w 2005 roku, wygrywając Puchar Anglii. To aż siedem lat temu. W futbolu wieczność. Przed tym sezonem wydawało się, że dla drużyny z północnego Londynu nadchodzą lepsze czasy. Ściągnięto piłkarzy z "nazwiskami": Lukasa Podolskiego, Santiego Cazorlę i Oliviera Giroud, którzy mieli dodać jakości popełniającemu dziecinne błędy zespołowi.

Dobre humory dopisywały ludziom z obozu "Kanonierów" do połowy sierpnia. Najpierw zostali znokautowani informacją o sprzedaży Van Persiego, a następnie upokorzeni ciosem w brzuch, którym była wiadomość o przejściu Aleksa Songa do Barcelony. Ledwo zipiącą drużynę pozbawiono więc dwóch filarów. W sobotnim meczu z Sunderlandem widać było tego efekty. Arsenal raził nieporadnością. Wyraźnie nie miał kto strzelać goli. Podolski przypominał piłkarza z czasów gry w Bayernie, czyli zagubionego i niepewnego własnych umiejętności. Santi się starał, ale sam nie mógł zrobić wiele. O Giroud nie można powiedzieć zbyt wiele dobrego. Z kolei pomysł z wystawieniem Gervinho na środku ataku okazał się totalną klapą.

Ciężko wyciągać daleko idące wnioski po pierwszym nieudanym meczu. Na razie jednak wszystko wskazuje na to, że Arsenal czeka kolejny chudy rok. Tymczasem dotychczasowego kapitana "Kanonierów", Van Persiego, i jego nową drużynę wręcz przeciwnie - diabelsko udany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz