środa, 9 września 2015

Białe karły na polskich boiskach

autor: Natalia Kondratenko
źródło: wikipedia.org
W astronomii gwiazdy będące w schyłkowym etapie swojego życia nazywa się zdegenerowanymi. Zalicza się do nich m.in. białe karły i gwiazdy kwarkowe. W ostatnich latach na piłkarskich boiskach w Polsce pojawiło się sporo takich "obiektów niebieskich". Najświeższy z nich nosi przydomek Marquitos
i kilka lat temu świecił na hiszpańskim niebie Primera Division. Przed nim byli jednak inni. Oto najlepsi z tych, którzy w Polsce postanowili odcinać kupony od swojej większej lub mniejszej sławy.

Milos Krasić - Nedved 2.0

Latem 2010 roku Juventus Turyn płaci za niego CSKA Moskwa 15 mln euro. Rok później wartość Serba według portalu transfermarkt.de skacze do 20 mln. Początek we Włoszech ma imponujący - kilka asyst
i hat-trick w meczu z Cagliari, lecz im dalej w las, tym gorzej. Gdy za sterami drużyny siada Antonio Conte, Krasić przestaje praktycznie wstawać z ławki. Zarówno dla niego, jak i władz Starej Damy staje się jasne, że czas się rozstać.

W sierpniu 2012 roku Krasić za 7 mln euro przechodzi do Fenerbahce. Gra tam tak, że kibice... uznają go za najgorszy transfer w historii klubu. Piłkarz zarabiający ponoć 2,3 mln euro rocznie przez dwa sezony (jeden był na wypożyczeniu w Bastii) wychodzi na boisku zaledwie w 13 meczach. Gdy latem tego roku rozwiązuje w końcu kontrakt, fani Fenerbahce nie kryją radości z powodu pozbycia się darmozjada. Pod koniec sierpnia podpisuje dwuletnią umowę z Lechią.



Marketingowo decyzja o zatrudnieniu Serba wydaje się dobrym ruchem - wielu kibiców przyjdzie bowiem na PGE Arenę tylko po to, by zobaczyć w akcji "drugiego Pavla Nedveda", przynajmniej na początku. Krasić przed laty błyszczał dzięki szybkości i dryblingom. Teraz jako 30-latek z pewnością nie jest już tak dynamiczny i ruchliwy, inaczej nie trafiłby przecież do Lechii. W klubie z Gdańska szczerze przyznają, że nie wiedzą, czy z Krasicia będzie jakikolwiek pożytek. Jeśli zrzuci kilka kilogramów, ostro popracuje nad motoryką, może stać się dla Lechii tym, kim dla Legii był Danijel Ljuboja. Pytanie tylko, czy będzie mu się chciało chcieć.

Danijel Ljuboja - chimeryczny wirtuoz

Pseudonim: Borsuk. Znak szczególny: jasny pasek na środku głowy. Używana broń: lewa noga. Byli pracodawcy: Sochaux (62 mecze/20 goli), Strasbourg (123/36), PSG (47/7), VfB Stuttgart (40/13), HSV (23/6), VfL Wolfsburg (10/1), Grenoble (41/11), OGC Nice (34/6), RC Lens (33/8). Gdy latem 2011 roku Marek Jóźwiak ściągał Ljuboję do Legii, wielu ekspertów pukało się w czoło. Serb miał bowiem opinię bumelanta i wyjątkowo trudnego typa. Faktycznie kilka meczów sobie odpuścił, ale zwłaszcza
w pierwszej części pobytu w Warszawie grał bardzo dobrze, podnosząc sportową jakość nie tylko stołecznej drużyny, ale i całej ligi. W barwach Legii rozegrał 78 meczów, w których strzelił 30 goli. Pomógł też rozwinąć się piłkarsko kilku zawodnikom z Miroslavem Radoviciem na czele.



Początkiem końca Ljuboi w Legii był wygrany finał Pucharu Polski w 2013 roku, a dokładniej impreza po nim. Z jego i Miroslava Radovicia wizyty
w klubie nocnym zrobiono wielką aferę, a kozłem ofiarnym stał się były gracz Paris Saint-Germain. Mimo niezbyt eleganckiego pożegnania z Legią Ljuboja nie chował urazu do władz klubu i wzajemnie. Dziś jest skautem współpracującym z wicemistrzem Polski. W najlepszym momencie swojej kariery Ljuboja był wyceniany na 4,5 mln euro, czyli prawie pięciokrotnie mniej niż jego młodszy rodak Krasić.

Daisuke Matsui - rodzina ważniejsza od Lechii

3 lipca 2013 roku jeden z najbardziej rozpoznawalnych japońskich piłkarzy, były lider Le Mans, podpisał roczny kontrakt z Lechią. W debiucie
z Podbeskidziem strzelił dwa gole i wydawało się, że może zostać gwiazdą ligi. Niestety, kontuzje, brak motywacji i kwestie rodzinne spowodowały, że już w styczniu 2014 roku Matsui wrócił do ojczyzny, zostając graczem Jubilo Iwata, którym zresztą jest do dziś. W barwach drużyny z Trójmiasta rozegrał 18 meczów, strzelił 4 gole i zaliczył 2 asysty.

Ponad trzydziestokrotny reprezentant Japonii słynął (słynie?) ze świetnego przeglądu pola, strzałów z rzutów wolnych i umiejętności posłania niesygnalizowanego, prostopadłego podania. Nigdy nie był typem fightera, walczącego o każdą piłkę, to raczej zawodnik elegancki, stworzony do rzeczy wielkich, a nie człowiek od czarnej roboty. Wszystko to pokazał
w Gdańsku, ale tak jakby w wersji demo.



Dlaczego został nad polskim morzem tylko pół roku? Oficjalnym powodem były sprawy rodzinne i chęć powrotu do ojczyzny po latach występów zagranicą. Matsui od 2004 roku grał kolejno w Le Mans (119 meczów/15 goli/19 asyst), AS Saint-Étienne (27/1/2), Grenoble (48/6/6), Tomie Tomsk (7/0/0), Dijon (3/0/0), Slavii Sofia (12/0/1) i Lechii. W najlepszym okresie swojej przygody z piłką, podczas pobytu w klubie znad rzeki Sarthe, był wyceniany na 4,5 mln euro. W Ekstraklasie kilkukrotnie pokazał, że był wart tych pieniędzy.

Marcos Garcia Barreno Marquitos - w Legnicy na wakacjach

Jeśli półfinalista Ligi Mistrzów, człowiek, który w hiszpańskiej La Lidze rozegrał ponad 60 meczów i strzelał gole Realowi Madryt oraz Barcelonie, trafia do pierwszoligowej Miedzi Legnica, to wiedzcie, że coś się dzieje. To jeden z najbardziej sensacyjnych transferów ostatnich lat w polskim futbolu

Dla wychowanka Villarreal CF (33 mecze/3 gole), byłego gracza Realu Sociedad (38/4), Xerez (31/4), Realu Valladolid (46/4), SD Ponferradina (29/2), CS Sabadell (30/1) i wielokrotnego reprezentanta hiszpańskich młodzieżówek, klub z województwa dolnośląskiego jest pierwszym zagranicznym w karierze. Jego transfer tym bardziej zaskakuje, że Marquitos ma dopiero 28 lat. Przed nim więc jeszcze co najmniej 6-8 lat gry.

   
Gol Marquitosa w meczu z Realem Madryt

W poprzednim sezonie Marcos Garcia Barreno spadł razem z Sabadell
z Segunda Division. Od razu nasuwa się pytanie, dlaczego wolał grę na zapleczu polskiej ekstraklasy od trzeciej ligi w ojczyźnie? Choć wydaje się to nieprawdopodobne, w Legnicy zarobi więcej niż w Hiszpanii. Nie jest bowiem tajemnicą, że w niższych ligach na Półwyspie Iberyjskim płaci się słabo. Marquitos być może liczy też, iż dobrą grą w Miedzi zwróci na siebie uwagę klubów Ekstraklasy. Jeśli spojrzy się na jego decyzję z tej perspektywy, nie wydaje się już tak niedorzeczna.

28-letniego skrzydłowego od wspomnianych wyżej piłkarzy różni wiele. Trudno nazwać go upadłą gwiazdą, bo nigdy nią nie był, choć wróżono mu wielką karierę. Piłkarskie CV jak na graczy biegających po naszych boiskach ma bardzo ciekawe. Marquitos z pewnością liczy, że Polska będzie dla niego odskocznią, nowym początkiem w karierze, punktem zwrotnym, który odmieni jego piłkarski los. Jakie są na to szanse? Chyba tylko Bóg raczy wiedzieć...

Olivier Kapo - uratował i uciekł

Dziewięciokrotny reprezentant Francji przed rokiem podpisał kontrakt
z Koroną Kielce. Oczekiwano po nim wiele i choć na kolana nikogo nie rzucił, trzeba uczciwie przyznać, że nie zawiódł. W barwach złocisto-krwistych rozegrał 27 meczów, strzelił 7 goli i zanotował 5 asyst.

Latem tego roku Kapo najpierw przedłużył sobie urlop, a potem nie odbierał telefonów od szefów Korony. Postąpił tak, jak ma ostatnio w zwyczaju – zachował się chimerycznie, nieprofesjonalnie i mało elegancko. Do dziś nie znalazł nowego klubu i pewnie wypoczywa gdzieś na plaży, popijając drinki. Być może wkrótce znów pojawi się gdzieś na krótko, by zarobić trochę euro na kolejne wakacje.

Kapo to jeden z wielu niespełnionych talentów francuskiej piłki. Gdy w 2004 roku przechodził z Auxerre (120 meczów/19 goli) do Juventusu, w Turynie wiązano z nim duże nadzieje. Miał być drugim Zinedine'em Zidane'em. Niestety, nic z tego nie wyszło. W koszulce Starej Damy wystąpił jedynie 19 razy, nie wyróżniając się zupełnie niczym. Potem grał kolejno w Monaco (31/7), Levante (30/4), Birmingham (26/5), Wigan (22/2), Boulogne (17/2), Celticu (2/0), Al-Ahly (6/2), znów Auxerre (39/12), Levadiakosie (19/2)
i Koronie. Tylko podczas drugiego pobytu w AJA, swoim macierzystym klubie, i w zespole z Kielc prezentował formę, którą można nazwać solidną.



Co sprawiło, że jego kariera nie potoczyła się tak jak powinna? Na pewno wielką przeszkodą były kontuzje, zwłaszcza ta kolana w 2009 roku, kiedy to nie trenował ponad 100 dni. Ważniejsze jednak okazały się wady charakteru. Kapo wolał zabawę od ciężkiej pracy. Sukces w młodym wieku namieszał mu w głowie, tak jak i otaczający go menedżerowie, kierujący się tylko chęcią zysku, a nie dobrem zawodnika. Mimo wszystko Kapo dodał kolorytu Ekstraklasie i pomógł Koronie uratować ligowy byt, będąc jej czołową postacią.

Z wymienionej wyżej piątki, trzech piłkarzy już nie gra w Polsce, a dwóch ma dopiero debiut przed sobą. Choć wiele ich dzieli, zaskakująco dużo też łączy. Każdy z nich marzył o większej karierze i co najważniejsze, miał talent, by tak się stało. Coś jednak poszło nie tak i los rzucił ich nad Wisłę. Kapo i Matsui byli u nas krótko, Ljuboja dłużej. Gdy przychodzili, większość była na nie. Okazało się jednak, że dali radę i ubarwili nieco naszą ligową rzeczywistość. Czy Krasiciowi i Marquitosowi również to się uda, czy może potwierdzą opinię o tzw. zdegenerowanych gwiazdach?

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawi mnie Krasić. Czy musi mu się chcieć? To jest taka klasa, że podobnie jak Ljuboja, od niechcenia też pomoże. Nie ma się co oszukiwać, gość jest kosmos na te boiska. Cieszą mnie bardzo takie transfery. Każdy klub powinien mieć jednego, doświadczonego weterana europejskich boisk + jednego młodzika z akademii z czołówek Europy.
    Nie jesteśmy co prawda MLSem, żeby wypłatami (i krajem) kusić takich Lamparda, Pirlo czy Ville, ani zapleczem dużej ligi, żeby ściągać wychowanków Barcelony, Chelsea czy Bayernu. Szkoda, bo strzelam, że nawet taki młodziak typu Freuz, Boga, czy Bamford mogliby zostać królami strzelców, w asyście z Djibrilem Cissé (ehh jak ja go chciałem w Ekstraklasie zobaczyć...) :)
    Ale na szczęście minął nam trend ściągania no-nameowych Brazylijczyków, jak to kiedyś było w modzie, chociażby w Pogoni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Większa kasa na pensje powoduje, że w Polsce będą grali coraz lepsi piłkarze. Mechanizm jest prosty. Liczba znanych graczy w Ekstraklasie zwiększyłaby się też, gdyby polski klub awansował w końcu do Ligi Mistrzów albo osiągnął sukces w Lidze Europy. Krasić kiedyś był świetny, ale to że nie wyszło mu w Fenerbahce wydaje się nie być tylko niefortunnym zrządzeniem losu.

    OdpowiedzUsuń